Rzodział 6. Dlaczego Bóg milczy?

Na świecie dzieją się straszne rzeczy! Szedłem raz ulicami Essen – było to chyba w 1937 roku – i nagle zobaczyłem idącego mi naprzeciw 16-letniego chłopca. Był strasznie wzburzony. Ponieważ znałem go z mojej pracy z młodzieżą, za-trzymałem się i pytam: “Co ci jest?”. Opowiedział mi, że zawleczono go do szpitala i wysterylizowano, ponieważ jego matka była Żydówką. A gdy wrócił do domu, nie zastał już rodziców. Nigdy ich już nie zobaczył. Ojca aresztowano, matkę wywieziono do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Udało mi się przemycić tego chłopca do Holandii, skąd wyjechał do Ameryki. Nigdy jednak nie zapomnę jego wzburzonej twarzy i słów: “Zawlekli mnie do szpitala i wysterylizowali, bo moja matka jest Żydówką. A kiedy wróciłem do domu, moich rodziców już nie było”. Takie rzeczy zdarzały się tysiące razy. I człowiek zaczyna pytać: A Bóg? Gdzie jest Bóg? Czy nie ma na to nic do powiedzenia? Dlaczego Bóg milczy?
W Kolonii chory psychicznie wdarł się da szkoły podstawowej i miotaczem ognia zabił dwanaścioro małych dzieci. I znowu musimy zadawać sobie pytanie: A Bóg? Dlaczego Bóg milczy?  Albo ta młoda kobieta, która ma raka. Powoli i w strasznych męczarniach odchodzi od swoich dzieci. Kto to razem z nią przeżywał, ten musi zapytać: A Bóg? Dlaczego Bóg milczy? Jest wielu ludzi, którzy mogliby opowiedzieć tu różne historie ze swego życia i spytać na końcu: A gdzie był wtedy Bóg? Dlaczego milczał?
Poeta niemiecki Friedrich Schiller w wierszu “Do przyjaciół” napisał, że ponad gwiaździstym niebem musi mieszkać kochany Ojciec. Dzisiejszy człowiek skłonny jest mniemać, że nad gwiaździstym niebem nie może mieszkać żaden kochany ojciec! Ten, kto zaczyna zadawać sobie pytania: gdzie jest Bóg? Dlaczego do tego dopuścił? Dlaczego milczy, gdy dzieją się takie straszne rzeczy? – może dojść do punktu, w którym zaświta mu niebezpieczna myśl: a może Boga wcale nie ma? Może niebo jest puste? Może rację mają ateiści? Moi przyjaciele, ten, komu przyszły do głowy takie myśli, powinien wpaść w panikę. Gdyby prawdą było, że Boga nie ma, to byłoby to przerażające. Wtedy, my, ludzie – my, bestie! – bylibyśmy pozostawieni samym sobie. Bylibyśmy jak zagubione dzieci, które nie mogą trafić do domu. Nie ma Boga? To byłoby okropne! Kiedy mi ktoś mówi, że jest ateistą, odpowiadam: nie wiesz, co mówisz! Nic nad nami? Pozostawieni samym sobie? Sami ze sobą? Nie ma nic groźniejszego dla człowieka niż drugi człowiek, no nie? Rzymianie mieli takie przysłowie: “Homo homini lupus”, co znaczy “człowiek człowiekowi wilkiem” – straszne. Nie zliczę, ile razy jako pastor słyszałem te pytania: “Jak Bóg może do tego dopuszczać? Dlaczego milczy?”. A ponieważ tak często byłem pytany, chcę teraz na to odpowiedzieć.
Z góry jednak muszę was uprzedzić: nie jestem osobistym sekretarzem Pana Boga. Nie zwierzał mi się, jakie ma plany, ani nie podyktował ich do stenogramu. Rozumiecie, co chcę przez to powiedzieć? Właściwie, to trochę głupio zadawać takie pytania, jak gdybyśmy mogli zrozumieć Boga. Bóg, jakiego ja mógłbym zrozumieć, byłby najwyżej dziekanem albo superintendentem. Bo tych to ja jeszcze mogę zrozumieć. Ale gdybym mógł zrozumieć Boga, to nie byłby On bogiem. W Biblii czytamy, że Bóg powiedział kiedyś: “Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje.” To bardzo jasne i pouczające. Dzięki Biblii zrozumiałem jednak pewne sprawy i chciałbym teraz w miarę moich możliwości odpowiedzieć na pytanie: “Dlaczego Bóg milczy?”.

1. Z GRUNTU FAŁSZYWE POSTAWIENIE PYTANIA

Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że pytanie: “Dlaczego Bóg milczy?”, jest postawione opacznie. Przy tak postawionym pytaniu można by wyobrazić sobie salę sądową, gdzie na krześle sędziowskim siedzi pastor Busch, a na ławie oskarżonych siedzi Bóg. I my mówimy: “Niech oskarżony powie, dlaczego pozwala na to wszystko? Dlaczego milczy?”. Chciałbym postawić sprawę zupełnie jasno: takiego Boga, który pozwoliłby nam zasiadać na krześle sędziowskim, a sam usiadłby na ławie oskarżonych – takiego Boga nie ma!
Pamiętam taką kapitalną scenę z czasów, gdy byłem młodym pastorem. Mając 27 lat przybyłem do Essen w czasie, gdy wybuchł tam strajk górników. Ludzie byli bardzo wzburzeni. Pewnego dnia przechodziłem przez jakiś plac i zobaczyłem mężczyznę stojącego na skrzyni. Naokoło stał tłum ludzi, a on wygłaszał gwałtowne przemówienie. Mówił o głodnych dzieciach, wyzysku, niskich płacach i bezrobociu. Ujrzał mnie nagle, poznał i wrzasnął: “Ha, jest tu klecha! Chodź tu!”. No, ja przeważnie przyjmuję uprzejme zaproszenia, więc przybliżyłem się. Mężczyźni rozstępowali się przede mną, tak że doszedłem aż do mówcy. Stałem teraz w tłumie około stu górników. Muszę przyznać, że czułem się trochę dziwnie – na uniwersytecie nie przygotowano mnie na takie sytuacje. A ten tam na skrzyni zaczął: “Słuchaj no, klecho! Jeżeli Bóg jest, ja tam nie wiem, może i jest, to kiedy umrę, stanę przed Nim i powiem Mu, – tu podniósł głos do krzyku – ‘Dlaczego dopuściłeś do tego, że ludzi na polu bitwy rozszarpywało na strzępy? Dlaczego pozwalasz, żeby dzieci marły z głodu, kiedy inni wyrzucają jedzenie, bo mają za dużo? Dlaczego pozwalasz, żeby ludzie zdychali na raka? Dlaczego? Dlaczego?’ A po-tem powiem Mu: ‘Ty tam! Wynoś się! Precz! Zwiewaj!”.Tak krzyczał ten facet. I wtedy ja też zacząłem wrzeszczeć: “Bardzo słusznie! Precz z tym Bogiem! Precz z nim!”. Zapadła cisza. Mówca zrobił zdumioną minę i powiedział: “Chwileczkę! Pan jest przecież pastorem! Panu nie wolno krzyczeć: precz z Bogiem!”. “Słuchaj no! – odrzekłem – Ten Bóg, przed którym możesz stanąć i tak rozdzierać paszczę, który pozwala pociągać się do odpowiedzialności i może być oskarżonym, a ty jego sędzią – taki bóg istnieje tylko w twoim wyobrażeniu. I o takim bogu mogę powiedzieć tylko: precz z nim! Precz z takim głupkowatym bogiem, którego wymyśliliśmy sobie w naszych czasach, którego możemy oskarżać, wypędzać i wzywać z powrotem według naszych potrzeb! Takiego boga nie ma! Ale coś ci powiem:  istnieje inny, prawdziwy Bóg. Przed Nim ty staniesz jako oskarżony i nie będziesz mógł w ogóle otworzyć ust, bo On ciebie zapyta: Dlaczego mnie nie czciłeś? Dlaczego mnie nie wzywałeś? Dlaczego żyłeś w nieczystości? Dlaczego kłamałeś, nienawidziłeś, kłóciłeś się? Dlaczego…? Takie pytania On tobie postawi, a ty nie będziesz mógł odpowiedzieć, bo słowa uwięzną ci w gardle, bo nie mógłbyś na tysiąc pytań ani na jedno odpowiedzieć! Nie ma takiego Boga, któremu moglibyśmy powiedzieć: precz z Tobą! Ale istnieje święty, żywy, prawdziwy Bóg, który będzie mógł kiedyś powiedzieć: precz z wami!”.
Chciałbym więc wam powiedzieć, byście słysząc ludzi robiących Bogu wyrzuty, pytających: “Jak Bóg może do tego dopuścić, dlaczego milczy?”, byście im powiedzieli, że taki bóg, którego można oskarżać, jest głupim, urojonym przez nich bogiem. Istnieje tylko jeden święty Bóg, który oskarża nas – was i mnie! Czy przestrzegaliście przykazań Bożych? No to jak to sobie wyobrażacie? Bóg traktuje swoje przykazania poważnie. To my jesteśmy oskarżonymi, nie Bóg! To jest pierwsza rzecz, którą chciałem jasno powiedzieć. Takie postawienie pytania jest z gruntu fałszywe.

2. MILCZENIE BOGA OZNACZA JEGO SĄD

Dlaczego Bóg milczy? Widzicie, Bóg często milczy. A milczenie Boże jest najstraszliwszym Jego sądem nad nami. Jestem przekonany, że piekło istnieje. Ale nie takie, jakie można zobaczyć na wielu obrazkach, gdzie diabeł smaży na ogniu dusze, i inne takie bzdury. Wierzę, że piekło, to jest takie miejsce, w którym Bóg nie ma ludziom nic więcej do powiedzenia. Możecie Go wzywać, możecie modlić się, możecie krzyczeć – On nie odpowiada. Rosyjski pisarz, Dostojewski, powiedział kiedyś: “Piekło, to jest takie miejsce, do którego Bóg już więcej nie zagląda”. Miejsce, w którym definitywnie rozstaniemy się z Bogiem, gdzie Bóg nas naprawdę opuści. Tak, milczenie Boga oznacza Jego sąd nad nami. I, widzicie, piekło zaczyna się już tutaj, wtedy, gdy Bóg milczy.
Chciałbym opowiedzieć wam w związku z tym pewną historię z Biblii. Były dwa miasta – Sodoma i Gomora, gdzie kwitła cywilizacja i wyrafinowana kultura. Nie zaprzeczano tam istnieniu Boga, – prawdopodobnie było tam nawet paru nieszczęsnych dziwaków kapłanów – ale Boga po prostu nie brano poważnie. Być może, że fatygowano jeszcze kochanego Pana Boga przy ślubach czy pogrzebach, ale poza tym nie zaprzątano Nim sobie głowy. A wszystkie Jego przykazania beztrosko deptano. W Sodomie mieszkał pobożny mąż, imieniem Lot, który co pewien czas ostrzegał: “Nie wolno tak postępować z Bogiem. Nie sądźcie, że Bóg pozwoli z siebie szydzić. Co człowiek sieje, to i żąć będzie!”. “Ach – odpowiadali mu ludzie – nie żartuj sobie! Przecież nie jesteś kapłanem. Przestań mówić takie głupstwa: “Co człowiek sieje, to i żąć będzie!” Aż pew-nego dnia o świcie – poprzednio Bóg wyprowadził Lota z miasta – stało się, że Bóg spuścił z nieba na miasto deszcz siarki i ognia. Jak to jest, wiemy, bo przeżyliśmy naloty bombowe. Bóg jednak może do-konać tego bez samolotów. Mogę sobie wyobrazić, jak ludzie wyskakiwali z łóżek, krzycząc: “Do piwnicy”. Wszyscy schronili się w piwnicach, ale wkrótce zaczęło tam być gorąco jak w piecu. Nie można było wytrzymać. Rzucono więc nowe hasło: “Wszyscy wychodzić!”. Ludzie wybiegli, ale na dworze padał deszcz ognia i siarki. Sytuacja bez wyjścia: nie mogą wyjść i nie mogą zostać w piwnicach, bo po prostu się duszą. Tak opowiada Biblia. A ja wyobra-ziłem sobie – wyobraziłem, bo w Biblii tego nie ma – że jest tam taka grupka ludzi: światowa młoda dama, która dotychczas nie mieszała kochanego Pana Boga w swoje sprawy; starszy pan, który umiał smakując rozpoznać każdy gatunek czerwonego wina – on też nie miał nic przeciwko kochanemu Panu Bogu, ale Bóg był mu całkowicie obojętny; inni ludzie, mili, porządni ludzie, przyzwoici, regularnie płacący podatki obywatele. – Wszyscy mieli swoje mroczne tajemnice, tak jak mają je ludzie dzisiejsi. – W piwnicy robiło się coraz goręcej. Chcą wyjść, a nie mogą, bo na zewnątrz szaleje zniszczenie. Ogarnia ich groza. Nagle ten starszy gruby pan mówi: “Ludzie, ten Lot miał rację, Bóg rzeczywiście żyje!”. A młoda  światowa dama mówi: “Tylko jedno może nas uratować – musimy się modlić. Kto potrafi modlić się?”. I wtedy w górę unoszą się ręce tych, którzy dotychczas nigdy nie unosili rąk (w starożytności ludzie modlili się z podniesionymi w górę rękami). I cała piwnica rozbrzmiewa głosami. “Panie, zmiłuj się nad nami! Zgrzeszyliśmy! Wzgardziliśmy Tobą! Ale prosimy Cię, przestań! Przecież jesteś dobrym Bogiem, jesteś miłosierny! Panie, zmiłuj się nad nami!”. Ludzie umilkli. Słychać było tylko płacz i trzeszczenie ognia. Nic więcej. Wtedy ra-miona opadły, a dłonie zacisnęły się w pięści. Rozległ się krzyk: “Boże! Dlaczego milczysz?”. I znowu słychać było tylko huk pożarów. Mogli modlić się, mogli przeklinać – Bóg im już nie odpowiadał.
Istnieje pewna granica, którą przekracza człowiek, ludność miasta czy naród, granica obojętności wobec żywego Boga. Gdy przekroczy się tę granicę, Bóg już więcej nie odpowiada, choćbyśmy modlili się i przeklinali. Czy rozumiecie, że to milczenie Boga było Jego najstraszliwszym sądem nad Sodomą? Bóg nie miał jej mieszkańcom nic więcej do powiedzenia. Kiedy patrzę na ludzi w mojej Ojczyźnie, na ich kompletną obojętność wobec prawdy Bożej, Bożych przykazań i zbawienia, ogarnia mnie zgroza. Może też doczekają chwili, że będą modlili się albo przeklinali, a Bóg nie będzie im miał nic więcej do powiedzenia.
W Biblii czytamy, że Bóg powiedział kiedyś: “Chociaż wołałem do was, nie odpowiadaliście”. Człowieku, dlaczego milczysz, gdy Bóg ciebie woła? Tak więc, milczenie Boga jest Jego najstraszniejszym sądem nad nami! A teraz trzecia sprawa.

3. Z DUŻEJ ODLEGŁOŚCI NIE MOŻNA NIC USŁYSZEĆ

Jeżeli mamy uczucie, że Bóg milczy, może to być spowodowane tym, że jesteśmy od Niego zbyt daleko. Niedawno przyszedł do mnie młody człowiek i powiedział: “Panie pastorze, pan mnie denerwuje! Pan bezustannie mówi o Bogu. Tylko się gdzieś spotkamy, pan już zaczyna swoje. A ja ani Boga nie słyszę, ani Go nie widzę. Gdzie on przemawia? Ja nic nie słyszę!”.  Odpowiedziałem mu na to: “Młody człowieku, czy zna pan historię o synu marnotrawnym?”. “No, mniej więcej znam…” “Mniej więcej, to nic nie znaczy. Opowiem panu tę historię, a opowiedział ją kiedyś sam Jezus. Był sobie bogaty właściciel majątku, który miał dwóch synów. Jeden z nich był nieco lekkomyślny. Za ciasno mu było w domu, za nudno. Po prostu w domu nie podobało mu się. I pewnego dnia powiedział ojcu: ‘Staruszku, daj mi moją część dziedzictwa, spłać mnie już teraz. Chciałbym wyruszyć w świat.’ Ojciec zgodził się i syn odszedł w daleki świat. Powiedziano o nim w Biblii: “…I roztrwonił swój majątek”. Może pan to sobie wyobrazić. W wielkim mieście znakomicie można stracić majątek! I oto w tym właśnie czasie nastała w tym kraju klęska głodu i bezrobocia. Ten młody człowiek nic już nie posiadał i w końcu wylądował jako pastuch pilnujący świń. Dla Izraelity było to najgorsze, co mu się mogło przytrafić, bo w Izraelu świnie były uważane za zwierzęta nieczyste. Ponieważ jednak panował wielki głód, więc młodzieniec był zadowolony, gdy udało mu się ukraść ze świńskiego koryta trochę omłotu i tym się najeść. Tam, gdzie przebywał, nie mógł usłyszeć głosu swego ojca, bo po prostu był za daleko. Syn marnotrawny mógł więc sobie powiedzieć, że nie słyszy głosu swego ojca. To jasne! Oczywiście, że nie słyszał”. To wszystko opowiedziałem temu młodemu człowiekowi, który skarżył się, że nie słyszy głosu Boga. A teraz, zanim przejdę do tego, co mu później powiedziałem, pozwólcie, że zrobię tu małą dygresję i opowiem wam historię, której wcale nie ma w Biblii. Sam ją sobie wymyśliłem. Więc nasz uciekinier siedzi sobie przy swoich świniach i czuje okropny głód. Siedzi i oskarża swego ojca: jak on może pozwolić, żeby mi się tak fatalnie powodziło! I tak wyobrażam sobie nasz dzisiejszy świat: odszedł od Boga, walą się na niego nieszczęścia, i świat ten krzyczy: ‘Jak Bóg może do tego dopuścić! Dlaczego Bóg milczy?’ Ale Jezus opowiedział historię o synu marnotrawnym trochę inaczej. W życiu jego przyszła godzina, w której zaczął myśleć: ‘ja chyba oszalałem! U mojego ojca jest chleba pod dostatkiem, a ja tu ginę z głodu.’ I w Biblii czytamy: “Wstanę i pójdę do ojca mego, i po-wiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem…”. I poszedł. Ojciec ujrzał go z daleka i wybiegł mu naprzeciw. Syn powiedział to, co sobie umyślił: “Ojcze, zgrzeszyłem…”. Ale ojciec rzucił mu się na szyję, pocałował i powie-dział sługom: “Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie też pierścień na jego rękę i sandały na nogi”. Syn słyszał teraz głos swego ojca. Powiedziałem mojemu rozmówcy: “Jeżeli nie słyszy pan głosu Boga, to znaczy, że jest pan za daleko. Musi pan zawrócić, z pewnością sam pan doszedł do tego wniosku”.
Ludzie mogą bardzo daleko odejść od Boga. Obrazowo mówiąc – mogą zniżyć się do świń. W czasie, gdy byłem bardzo bezbożny, jako porucznik podczas pierwszej wojny światowej zawsze zdawałem sobie z tego sprawę i myślałem, że właściwie muszę się nawrócić. I nigdy jeszcze nie spotkałem człowieka, który by nie wiedział w gruncie rzeczy, że musi się nawrócić. Bezkrytyczna wobec siebie samej kobie-ta mówi mi: “Jestem w porządku!”. Ale po dłuższej rozmowie ze mną dochodzi do przekonania, że właściwie musi się nawrócić, bo w jej życiu jest wiele grzechów i w gruncie rzeczy serce jej jest skamieniałe. Każdy z nas wie, że musi się nawrócić. Więc dlaczego tego nie robicie? Nawróćcie się, a wtedy usłyszycie głos Ojca.
A teraz muszę coś jeszcze dodać do tych rozważań na temat: “Dlaczego Bóg milczy?”.

4. MUSIMY USŁYSZEĆ OSTATNIE SŁOWO BOŻE!

Czy możecie jeszcze uważać na to, co mówię? Może nudzicie się? Jeżeli tak, to jest to wina moja, a nie Ewangelii. Pastorzy potrafią zanudzić ludzi Ewangelią, o tak, dobrze to umieją! Ale jest na to rada – czytajcie Ewangelię sami, bez nas! Ewangelia jest Księgą zapierającą dech w piersi, wierzcie mi! Powiem wam teraz coś najważniejszego: jeżeli macie uczucie, że Bóg milczy, to posłuchajcie Jego ostatniego Słowa. Zacytuję wam teraz jedno zdanie z Biblii, które jest tak długie, że właściwie powinie-nem powtórzyć je dwa razy. Znajdziecie je w pierwszym rozdziale Listu do Hebrajczyków: “Wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał Bóg dawnymi czasy do ojców przez proroków; ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna…”. Dawniej przemawiał przez proroków, na przykład przez Mojżesza czy Jeremiasza, a teraz przemówił do nas przez swojego Syna. A wiecie, kto jest Synem Boga? Jezus!
Jezus! I znowu wróciłem do mojego tematu. Serce bije mi szybciej, gdy zaczynam mówić o Jezusie. Ten Jezus jest – tak powiedziano o Nim kiedyś – Słowem Bożym, które stało się Człowiekiem. “A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas…” Zrozumcie – gdy my mówimy jakieś słowo, to ono ulatuje, jak tchnienie. A Bóg kazał swemu Słowu stać się ciałem – w Jezusie. Jezus jest tym ostatnim Słowem Bożym. Czy znacie takie powiedzenie – “to moje ostatnie słowo”? Przypuśćmy, że chcę wam sprzedać krowę. Nie bójcie się, tak naprawdę wcale nie chcę, bo nie mam pojęcia o handlu krowami. Ale przypuśćmy, że chcę wam sprzedać krowę. Ile kosztuje krowa? Nie mam pojęcia. Ale powiedzmy, że tysiąc marek. Wy mówicie – daję 300 marek, nie więcej! Odpowiadam na to, że, właściwie, to powinienem wziąć za nią tysiąc dwieście. Wtedy Wy proponujecie mi czterysta. Ja na to – tysiąc sto! I tak targujemy się, aż wreszcie oświadczam: “Osiemset marek! To moje ostatnie słowo!”. Jeżeli nie jestem błaznem, to trzymam się tego i nie mam nic więcej do powiedzenia. Jezus jest ostatnim Słowem Boga. I jeżeli Go nie przyjmiecie, to Bóg nie ma wam nic więcej do powiedzenia. Rozumiecie? Gdy ludzie skarżą się, że Bóg nie mówi do nich i pytają, dlaczego On milczy, mam tylko jedną odpowiedź: “Bóg nie ma wam nic więcej do powiedzenia, jeżeli nie chcecie przyjąć Jego ostatniego słowa!”. Musicie przyjąć Jezusa! Nic innego wam nie pozostaje!
Często spotykam ludzi, którzy mówią: “Owszem, wierzę w Boga. Ale Jezus?”. Słuchajcie, Jezus jest Słowem, które stało się ciałem, jest ostatnim Słowem Bożym powiedzianym do nas. Muszę wam wyjaśnić, co to właściwie znaczy. A żeby to wyjaśnić, muszę opowiedzieć wam jeszcze o Jezusie. Nic milszego dla mnie! A więc wokół Jezusa zebrał się wielki tłum i słuchał, co On mówi. Nagle gdzieś na tyłach wszczęło się zamieszanie, ludzie krzyczą i biegają. Jezus przestaje nauczać i pyta – co się stało? A tam stało się coś strasznego: przyszedł trędowaty. Czy wiecie, co to jest trąd? Człowiek gnije za życia. Choroba wyżera mu uszy, nos, wargi. Straszne! I ten trąd jest tak zaraźliwy, że nawet oddech chorego jest niebezpieczny. Dlatego trędowaci muszą żyć na pustyni. Nie wolno im stykać się z ludźmi. A tu nagle trędowaty pojawia się w tłumie ludzi! Usłyszał o Jezusie i koniecznie chce Go zobaczyć. Przyszedł i z pewnością mógł iść naprzód, bo ludzie się przed nim rozstępowali, krzycząc przy tym: “Wynoś się stąd, idź precz!”. Grozili mu i podnosili z ziemi kamienie. Ale on nie dał się zastraszyć. Tak dobrze mogę sobie wyobrazić, jak idzie wzdłuż szpaleru rozstępujących się z trwogą ludzi. Idzie, idzie, aż staje przed samym Jezusem. Nie, nie staje, pada przed Nim na twarz, leży w kurzu i płacze: “Panie, moje życie jest nic nie warte, ale jeżeli zechcesz, możesz mnie oczyścić! Panie, pomóż mi!”. Ach, wiecie, nieszczęsne ludzkie stworzenie i Zbawiciel, Syn Boży, muszą się spotkać! Tak musi być – z naszą nędzą musimy przyjść do Jezusa! Życzę wam, abyście odrzucili precz swoją mizerną “religię” i abyście przyszli do Jezusa z waszą nędzą. Ten trędowaty leżał przed Nim, mówiąc: “Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. I teraz dzieje się coś niewyobrażalnie pięknego. Mógłbym sobie wyobrazić, że Jezus odstąpił o krok, cofnął się przed tym straszliwie oszpeconym człowiekiem i powiedział: “Dobrze. Wstań! Bądź oczyszczony!”. Ale nie, Jezus tak nie postąpił. Jezus podszedł o krok bliżej i położył rękę na głowie chorego. W tłumie rozległ się krzyk przerażenia – przecież trędowatego nie wolno dotykać! A w Biblii czytamy: “I wyciągnąwszy rękę, dotknął się go…” Zbawiciel nie brzydzi się niczego, żadnego brudu czy nędzy. On kładzie swoją rękę na nieszczęsnym stworzeniu. Gdybym był malarzem, chciałbym namalować taki obraz: ręce Jezusa na głowie zżartego trądem człowieka. To jest Jezus, cud wszechczasów. I jeżeli jest wśród was człowiek, którego nikt nie chce, to Jezus wyciąga do niego rękę i mówi: “Ja ciebie zbawiłem, bądź moją własnością”. A jeżeli jest ktoś, kto dręczy się myślą, że jest trędowaty, zżarty przez brud i grzech, Jezus kładzie rękę na jego głowie i mówi: “Bądź oczyszczony!”.
W Jezusie przyszła do nas cała miłość Boża; do nas, pogrążonych w nędzy, grzechu i brudzie, do nas chorych. Jezus jest Słowem Bożym, które stało się Człowiekiem. A ludzie mówią – dlaczego Bóg milczy? Czy Bóg nie przemówił już wspaniale i wyraźnie? Czy to nie wystarczy? Czy to nie Bóg przemówił? Ten Jezus został pewnego dnia ukrzyżowany. Dłonie i stopy przebito mu gwoździami, ustawiono krzyż pionowo. A naokoło kłębił się tłum, odpędzany przez rzymskich żołnierzy. Chodźcie, stańmy i my w tym tłumie, pod krzyżem. Spójrzcie na Niego, na tego Człowieka na Golgocie: “O, głowo krwią zbroczona oplwana, pełna ran, o, głowo, której wieniec bolesnej wzgardy dan…”. Spójrzcie na Niego i spytajcie Go, dlaczego tu wisi. Odpowie: “Bo jesteś winien przed Bogiem. I albo ty zapłacisz za tę winę piekłem, albo ja zapłacę za ciebie – tu. Ktoś musi zapłacić. I ja chcę to zrobić za ciebie. A ty uwierz we mnie!”.
Moi drodzy! Jako młody człowiek zrozumiałem, że On jest Barankiem Bożym, który niesie grzechy świata – również moje – zrozumiałem, że On pojednał mnie z Bogiem, zapłacił okup za mnie i wykupił mnie dla Boga. I wtedy zaniosłem moje serce pod krzyż i powiedziałem: “Pragnę szukać Zbawiciela, chcę przebywać z Nim co dzień, z Nim na zawsze pozostawać, za Nim iść, jak Jego cień…”. A potem złożono Jezusa do skalnego grobu i przywalono grób głazem. Rzymscy żołnierze zaciągnęli wartę. Ale trzeciego dnia o świcie zrobiło się tak jasno, jak przy wybuchu bomby atomowej, tak jasno, że żołnierze – chłop w chłopa, nie jakieś histeryczne dziewice – zemdleli. A zanim stracili przytomność, zobaczyli, jak Jezus w glorii chwały wychodzi z grobu.
Nie opowiadam wam tu bajek. Opowiadam wam to, ponieważ wiem, że ten Jezus powstał z martwych. Ten Jezus, który umarł za was – żyje! I nie ma nikogo, za kogo by Jezus nie umarł. I ten Jezus żyje. I wzywa was, On – ostatnie Słowo Boże. A to, czy Go przyjmiecie, rozstrzygnie o waszym życiu.
Dlaczego Bóg milczy? Ależ On wcale nie milczy, moi przyjaciele! On mówi. On mówi: “Jezus”! A to oznacza miłość, łaskę, miłosierdzie. Przeżyłem wiele strasznych godzin; w hitlerowskich więzieniach i podczas bombardowania. Powiem wam, jaką godzinę wspominam jako najstraszliwszą. Zaprowadzono mnie po jakimś bombowym nalocie na podwórze. Spojrzałem wokół siebie i krzyk przerażenia uwiązł mi w gardle. Leżało tam 80 trupów ludzi, których odkopano z zasypanego schronu. Widziałem oczywiście podobne obrazy na polach bitewnych w czasie pierwszej wojny światowej. To tutaj było jednak o wiele straszliwsze. Tu nie leżeli żołnierze. Tu leżały zwłoki starych mężczyzn, spracowanych kobiet i dzieci. Dziecięcych ciał wyniszczonych długą wojną. Dzieci! A cóż one miały wspólnego z tą obłędną wojną? I kiedy tak stałem pośród tych wszystkich zwłok – zupełnie sam, wśród śmiertelnej ciszy – zacząłem wołać w sercu: “O, Boże! Gdzie jesteś? Dlaczego milczysz?”. I nagle usłyszałem w duszy Słowo: “Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał…” To są słowa Biblii. Chyba sam Bóg powiedział wtedy te słowa do mnie, gdy stałem tam pełen rozpaczy. I nagle przed oczami duszy zobaczyłem krzyż na Golgocie, krzyż, na którym pozwolił wykrwawić się swemu Synowi – za nas!
Nie rozumiem Boga. Nie rozumiem dlaczego dopuszcza do wielu rzeczy. Istnieje jednak zwiastun, znak, pomnik, latarnia morska, świadczące o Jego miłości. Jest to krzyż Jezusa. “On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakże by nie miał z nim darować nam wszystkiego?” Tak mówi apostoł Paweł. I tak jest. Kiedy pod krzyżem Jezusa znajduję pokój z Bogiem, to nie mam już żadnych pytań. Kiedy moje dzieci były jeszcze małe, nie rozumiały nieraz, po co ja coś robię, ale ufały mi: ojciec z pewnością czyni słusznie. Stojąc pod krzyżem Jezusa i znajdując pokój z Bogiem staję się dzieckiem Bożym i też mogę zaufać mojemu niebiańskiemu Ojcu: On wszystko słusznie czyni. I wtedy nie zadaję już żadnych pytań. Wszystko zależy więc od tego, czy przyjmiecie i wchłoniecie ostatnie Słowo Boże – Jezusa.
Czy możecie poświęcić mi jeszcze pięć minut? Bo muszę powiedzieć jeszcze coś, co jest bardzo ważne.

5. MILCZENIE BOGA MOŻE STAĆ SIĘ WEZWANIEM

Widzicie, można całymi godzinami dyskutować i zastanawiać się, dlaczego Bóg dopuszcza do tego lub owego, ale to zagadnienie staje się aktualne i palące dopiero wtedy, kiedy to nas spotkało coś złego. Nie sądzicie, że tak jest? Przez wszystkie mroki mego życia przeszedłem tylko dzięki Jezusowi na krzyżu. Niedawno powiedziała mi młoda zrozpaczona dziewczyna: “Nie mogę już dłużej żyć!”. Nie znam waszej sytuacji, ale jeżeli ktoś z was też żyje w ciemności, to chciałbym mu powiedzieć: Nie chodzi o to, by pytać – dlaczego? dlaczego? dlaczego? Musimy zadawać inne pytanie: po co? I na ten temat opowiem wam jeszcze jedną historię.
Parę dziesiątków lat temu byłem pastorem w okręgu górniczym, gdzie zdarzało się wiele wypadków przy pracy. Pewnego dnia usłyszałem o robotniku, który miał wypadek w kopalni, na dole. Wiel-ki kamień przygniótł mu kręgosłup, i to spowodowało paraliż dolnej części ciała. Nie było żadnej nadziei na polepszenie. Straszne! No więc poszedłem go odwiedzić. Cóż to była za okropna wizyta! Nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś podobnego. W mieszkaniu było pełno kumpli tego człowieka, na stole stały butelki z wódką. Sparaliżowany siedział na wózku. Kiedy wszedłem, zaczął ryczeć: “Wynoś się stąd, ty czarna wrono! Gdzie był twój Bóg, kiedy mnie kamień przetrącił? Dlaczego ten Bóg milczy?”. I posypały się przekleństwa. To było zupełne piekło. Nie mogłem wtrącić ani słowa i wreszcie wyszedłem. Miałem paru przyjaciół wśród górników swojego okręgu i następnego wieczoru, gdy mieliśmy zebranie koła mężczyzn, opowiedziałem im o tej wizycie. W tydzień później, gdy chciałem rozpocząć następne zebranie tego koła, drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wtoczył się wózek ze sparaliżowanym górnikiem. Okazało się, że ci moi przyjaciele po prostu zabrali go i przywieźli. Nie wiem, czy spytali go o zdanie, ale podejrzewam, że nie. W każdym razie siedział teraz przede mną. Mówiłem o tym, że “tak Bóg umiłował świat…”; ale nie powiedziałem, że pozwolił, aby nam się na nim dobrze powodziło. Nie, powiedziałem to, co napisane jest w Biblii: “…że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął…”. Mówiłem o Jezusie, ostatnim Słowie Bożym, którego musimy słuchać.
Ten górnik siedział i słuchał. Po raz pierwszy w życiu usłyszał takie słowa o Jezusie. I nagle ujrzał światło. Będę się streszczał: w trzy miesiące później człowiek ten stał się własnością Jezusa. Wprost tru-dno opowiedzieć, jak wszystko w nim i wokół niego stało się nowe. Jego mieszkanie lśniło czystością, zniknęły butelki z wódką, za to na stole leżała Biblia. Tu, gdzie kiedyś słychać było tylko przekleństwa, teraz rozbrzmiewały pieśni o Jezusie. Starzy przyjaciele zniknęli, za to pojawili się nowi. Żona i dzieci odżyły. Przed jego śmiercią byłem u niego. Nigdy tego nie zapomnę. Miał takie ładne imię: Amsel. Nie weźmie mi za złe, że wymieniam tu jego imię, bo żyje teraz w wieczności. “Amsel – pytam – co u ciebie słychać?” “Ach – odpowiedział – odkąd życie moje należy do Jezusa, odkąd otrzymałem wybaczenie grzechów, odkąd jestem dzieckiem Bożym, to każdy dzień w moim domu jest… – tu zastanowił się chwilę i dokończył – jest jak dzień przed Bożym Narodzeniem.” Ładnie to wyraził, prawda? Taki prosty górnik. A potem powiedział coś, czego też nigdy nie zapomnę: “Busch, ja czuję, że niedługo umrę”. Byliśmy już tak za-przyjaźnieni, że “tykaliśmy się”. “Przejdę wtedy przez bramę – mówił dalej – i stanę przed Bogiem. Tego jestem zupełnie pewny, śmierć nie jest końcem. A stojąc w wieczności przed tronem Boga, upadnę na kolana i podziękuję Mu, że przetrącił mi kręgosłup.” “Amsel, – przerwałem mu przerażony – co ty wygadujesz?” A on na to: “Wiem, co mówię. Widzisz, gdyby to się nie stało, gdyby Bóg pozwolił mi nadal żyć tak bezbożnym życiem, to poszedłbym prościutko do piekła, na wieczne potępienie. Bóg musiał postąpić ze mną tak surowo; i w swojej ratującej miłości złamał mi kręgosłup, abym mógł znaleźć drogę do Jego Syna, do Jezusa. I dlatego chcę Mu za ta podziękować. Przez Jezusa stałem się radosnym dzieckiem Bożym.” A potem po-wiedział coś jeszcze, co wryło mi się w pamięć na zawsze: “Lepiej być sparaliżowanym i należeć do Jezusa, być dzieckiem Bożym, niż dwiema zdrowymi nogami wkroczyć prosto do piekła”. Nie zapomnę, jak to mówił! Odpowiedziałem mu wtedy: ” Widzisz, mój drogi, Bóg ciężko cię doświadczył. Na początku skarżyłeś się i złorzeczyłeś – gdzie jest Bóg, dlaczego milczy! A teraz zrozumiałeś, po co Bóg zesłał na ciebie to nieszczęście: chciał cię poprowadzić do Jezusa, aby Jezus poprowadził cię do Niego”.
Widzicie więc, że nie powinniśmy pytać: “Dlaczego?”, ale: “Po co?”. I powiem wam, że wierzę, iż wszystkie ciężkie doświadczenia spotykają nas po to, by Bóg mógł nas przez Jezusa przyciągnąć do sie-bie. Żeby Jezus nas poprowadził do Niego. Bardzo chętnie śpiewam tę pieśń:
“Za rękę Weź mnie, Panie, i prowadź sam,
aż serce bić przestanie u niebios bram.
Bez Ciebie ani kroku nie zrobię, nie!
Stań Ty u mego boku i prowadź mnie!”
Chciałbym, abyście modląc się, śpiewali ją razem ze mną!