07. Jest nas tak niewielu

Niektórzy ewangelikalnie wierzący chrześcijanie uważają, że skoro jest nas tak niewielu, to powinniśmy nie przejmować się różnicami i dążyć do robienia pewnych rzeczy razem.

Oczywiście, chrześcijanin może robić wiele rzeczy razem z katolikami, np. pracować w szkole, czy hucie, jednak czy argument odnoszący się do naszej niewielkiej liczby w służbie ewangelizacji znajduje usprawiedliwienie w Słowie Bożym?

Przekonanie takie jest równoznaczne, z uznaniem zależności siły Kościoła Pańskiego od liczby ludzi.

Drogi Bracie czy Siostro, czy pamiętasz historię Gedeona (Sdz 7), któremu Pan stopniowo zmniejszał armię z 32 tysięcy wojowników do 300?

A czy pamiętasz wyczyn Jonatana, który samotnie pobił 20 Filistynów (1Sam 14:4-23), doprowadzając jedynie z giermkiem do sromotnej klęski wojska filistyńskie? On rozumiał tę prostą prawdę, że …Panu nietrudno wybawić przez wielu czy przez niewielu (1Sam 14:6).

Oczywiście, że gdy wielu wierzących uczestniczy w jakimś dziele, to można prowadzić je na większą skalę, dysponuje się większymi środkami oraz wydaje się, że mamy większe możliwości. Jednak, gdy grzech skazi nasze szeregi, skutkiem naszych działań może być klęska jak pod Aj (Joz 7).

Nie chcąc ograniczać Boga, który jest wielkim władcą i może uczynić cokolwiek, nawet pomimo naszego grzechu, uważam, że na współczesnych ewangelizacjach pomimo tego, że przesłanie ewangelii jest czasem wręcz groteskowo okrojone, a organizatorzy uwikłani są w grzech, mogą nawracać się ludzie. Bóg to Bóg i czyni, co chce i jak chce, to jednak nie zdejmuje winy z tych, którzy siły do ewangelizacji upatrują zamiast w Bogu, w innej organizacji kościelnej, czyli w człowieku. Osoby ewangelicznie wierzące, które biorą udział we wspólnych ewangelizacjach, czy modlitwach wraz z katolikami winne są oszustwa poprzez świadome okrojenie poselstwa ewangelii, nie ostrzeżenia katolików o grożącym im piekle, a jeśli doszło do wspólnej modlitwy, to także grzechu bałwochwalstwa, gdyż modlą się z wyznawcami innego Jezusa.

Moim zdaniem coś takiego jest grzechem, który całkowicie odbiera duchową moc i jeśli osoby takie nie będą pokutowały, to obawiam się, że w dniu sądu mogą usłyszeć słowa: idźcie ode mnie precz (Mt 7:21-22) choćby nawet tłumy nawróciły się w wyniku ich działań.

To Bóg sprawia nawrócenia i to w Jego rękach jest każdy niezbawiony, a nawet każda sytuacja i każda rzecz. Jeśli zachowamy wierność i będziemy „idąc głosić ewangelię” (Mk 16:15-16) spełniwszy Wielkie Posłannictwo, to z całą pewnością, czy będzie nas wielu czy niewielu, Pan Bóg zbawi tych, których w Chrystusie wybrał przed założeniem świata (Ef 1).

Jeśli na nasze zwiastowanie nie nawracają się ludzie, to jednym z powodów takiej sytuacji może być po prostu grzech w naszym życiu. Pan Jezus uczył „jako moc mający”. Czy to oznacza, że krzyczał? A może doprowadzał swoimi przemówieniami ludzi do łez, a później poprzez manipulację ich emocjami do tzw. emocjonalnych nawróceń?

Dziś w kościele wielu jest takich schowmeanów kazalnicy, którym wydaje się, że posiadanie mocy, jest tożsame ze sztuką retoryczną. Tak, „retoryka to moc przekonywania innych do swoich racji”[1], jednak z mocą Bożą nie ma ona raczej nic wspólnego. Boża moc zmienia życie ludzkie. To moc Świętego Ducha, która objawia się w życiu apostołów zaraz po Jego zesłaniu.

Ta sama moc jest dostępna dzisiaj dla Kościoła Bożego, oczywiście o ile napełniamy się Duchem Bożym poprzez obcowanie z Panem i Jego Słowem oraz o ile żyjemy świętym życiem. Tak, z całą pewnością jednym z powodów duchowej impotencji współczesnych zborów może być po prostu ich grzech. Może to być np. obłuda, bądź lenistwo. Niestety dodanie kolejnego grzechu w postaci ekumenii sytuacji bynajmniej nie naprawi.

Takie działania mogą spowodować napływ jakichś ludzi do wspólnot, jednak czy będą to prawdziwe nawrócenia w odpowiedzi na pozbawione duchowego autorytetu nauczanie?

Być może. Bóg jest suwerenny i może zbawiać jak chce, kogo chce i przez kogo chce. Żebyśmy tylko kiedyś nie usłyszeli, jak ci, którzy tak wiele cudów uczynili w imieniu Pańskim „Nigdy was nie znałem” (Mt 7:21-23).

W tym miejscu kończy się część dotycząca biblijnej argumentacji za i przeciw ekumenii. Przechodzimy do porad praktycznych. Kolejna część opracowania poświęcona będzie prowadzeniu dyskusji z wykształconymi katolikami.

Marek Handrysik (horn@post.pl)


[1] Kwintylian „Kształcenie Mówcy”.