W Wirtembergii słyszy się niekiedy powiedzonka: „Sprawa robi się poważna!”. I ja też, zaczynając mówić na zapowiadany w tytule temat, chciałbym powiedzieć: „Sprawa robi się poważna!” Tak, sprawa robi się poważna. „Jak poradzimy sobie z życiem, jeżeli wina i zaniedbanie stale nam towarzyszą?” Przede wszystkim muszę tu powiedzieć, że: „jeżeli” w tym zdaniu jest nie na miejscu. Wina i zaniedbanie bowiem towarzyszą nam stale. Nie ma tu wyjątków. I dlatego jestem szczęśliwy, że mogę wam opowiedzieć o czymś nadzwyczajnym i wspaniałym, o podarunku, który uszczęśliwia i wzbogaca ludzi w niewyobrażalnej mierze. Jest to rzecz, której nie można kupić w żadnym kraju na świecie. Nawet gdyby ktoś z was był miliarderem i był gotów rzucić na stół cały swój majątek w banknotach – i tak tego nie kupi. Nie można też tego dostać przez znajomości. W dzisiejszych czasach jeżeli czegoś nie można kupić, to przeważnie dostaje się to przez znajomości. Ale tej wspaniałej rzeczy, o której chcę wam opowiedzieć, nie dostaniecie też przez żadne znajomości. Nie ma żad-nej możliwości dostania tego własnym przemysłem. Można to tylko dostać w prezencie. Tą wspaniałą, cudowną, wielką rzeczą, której nie można kupić ani dostać przez znajomości, jest odpuszczenie grzechów.
Wiem, wielu z was myśli teraz z rozczarowaniem: „Odpuszczenie grzechów?”. I zaraz powstaje pytanie:
1. CZY JA TEGO POTRZEBUJĘ?
Jestem przekonany, że połowa spośród was mówi sobie: „Odpuszczenie grzechów? Brak zapotrzebowania!”. Pewien młody człowiek tłumaczył mi niedawno: „Żyjemy w czasach rozbudzania zapotrzebowania za pomocą reklamy. Nasi pradziadkowie nic nie wiedzieli o gumie do żucia czy papierosach. A nas za pomocą nieustannej reklamy w telewizji, radiu i prasie doprowadzono powoli do tego, że wydaje się nam, iż nie możemy już żyć bez – na przykład – papierosów. Rozbudza się zapotrzebowanie i już można sprzedawać.” Ten młody człowiek powiedział dalej tak: „Kościół też tak postępuje. Mówi ludziom, że potrzebują przebaczenia grzechów i potem je sprzedaje. Niech pan zrozumie: my tego nie potrzebujemy, ale pan rozbudza to zapotrzebowanie po to, aby sprzedać swój towar!”. Czy tak jest rzeczywiście? Gdybyście wyszli na ulicę i zatrzymali kogoś pytając: „Dzień dobry! Jak pan się nazywa?” „Meier.” „Panie Meier, czy potrzebuje pan odpuszczenia grzechów?” – to pan Meier odpowie: „Bzdura! Potrzebuję dwóch tysięcy marek, a nie odpuszczenia grzechów!”. Zgadza się? Czy rzeczywiście rozbudzamy zapotrzebowanie, którego wcale nie ma, aby odpowiedzieć na nie Słowami Biblii?
Mówię wam: jest to straszny błąd, okrutna pomyłka! Niczego nie potrzebujemy tak bardzo, jak przebaczenia grzechów. Kto sądzi, że tego nie potrzebuje, ten nie zna świętego, strasznego Boga. Tak wiele mówi się o miłości Bożej, że nie wiemy już jak straszny – jest to słowo z Biblii – jak straszny jest Bóg! Ocknąłem się z życia w grzechu dzięki temu, że nagle pojąłem: Boga trzeba się bać! A kto mówi, że nie potrzebuje odpuszczenia grzechów, ten nie ma pojęcia o żywym Bogu, który może wtrącić ciało i duszę do piekła. Tak jest – można zostać zgubionym na wieki! Tak mówi Jezus, który musi to wiedzieć. I jeżeli cały świat mówi, że w to nie wierzy – cały świat zostanie zgubiony. Jezus wie, co jest za zasłoną i ostrzega nas usilnie przed zgubą. A my stoimy tu z balastem naszych grzechów i ośmielamy się mówić: „Nie potrzebujemy odpuszczenia grzechów. Kościół budzi zapotrzebowanie, którego w ogóle nie ma!”. Bzdura! Nic nie jest nam tak potrzebne, jak odpuszczenie grzechów.
Muszę wam w tym miejscu opowiedzieć, co kiedyś przeżyłem. Miałem zebranie w hali kongresowej w pięknym mieście – w Zurychu. Było to olbrzymie zebranie, wielu ludzi stało pod ścianami. Stało tam też dwóch panów, którzy wpadli mi w oko, ponieważ prowadzili najwidoczniej bardzo wesołą rozmowę. Widać było, że przyszli tu tylko z ciekawości. Jeden z nich miał śliczną bródkę a la Menjou, która zwróciła moją uwagę i pomyślałem sobie: „Szkoda, że sam nie mogę takiej nosić!”. Zaczynając wykład, postanowiłem tak mówić, żeby ci dwaj panowie też mnie słuchali. I rzeczywiście – przysłuchiwali się z wielkim zainteresowaniem. Ale gdy po raz pierwszy powiedziałem o odpuszczeniu grzechów, zobaczyłem jak ten z bródką uśmiecha się kpiąco i coś szepce na ucho swemu towarzyszowi. Obaj stali daleko ode mnie, a sala – jak mówiłem – była ogromna. Nie mogłem więc usłyszeć co mówi, ale domyśliłem się po jego minie. Na pewno była to drwina w rodzaju: „Odpuszczenie grzechów! Typowe ględzenie pastorów! Wielkie nieba!”. A przy tym myślał sobie: „Przecież nie jestem przestępcą! Nie potrzebuję odpuszczenia grzechów!” – Wy też tak mówicie, prawda? – nie jestem przestępcą, nie potrzebuję odpuszczenia grzechów! – Więc on mówił coś w tym rodzaju. Ogarnęła mnie wściekłość. Wiem, że wściekłość nie jest czymś właściwym przed Bogiem. Ale ogarnęła mnie. „Chwileczkę – powiedziałem. – Przerwę teraz na pół minuty i proszę, żeby w tym czasie każdy odpowiedział sobie na pytanie, które teraz stawiam: czy chcecie zrezygnować na całą wieczność z odpuszczenia grzechów, ponieważ w tej chwili tego przebaczenia nie potrzebujecie? Tak czy nie?” I przez pół minuty milczałem i milczał razem ze mną ten wielotysięczny tłum. Nagle zauważyłem, że ten pan z bródką blednie i opiera się o ścianę. Tak się facet przeraził! Z pewnością pojął nagle: „Teraz mówię, że nie jestem przestępcą! Ale gdy będę umierał, gdy sprawa stanie się poważna, to chyba będę jednak chciał odpuszczenia grzechów. Nie chciałbym wyrzec się tego na zawsze!”. Wy byście też nie chcieli! A może jednak?
Jest takie powiedzonko, które słyszałem w życiu niezliczoną ilość razy: „Czynię dobrze i nie boję się nikogo!”. Ale wyobraźcie sobie, że nigdy nie słyszałem tego od ludzi poniżej czterdziestki. Młody czło-wiek wie bardzo dobrze, że jego życie jest pełne win. Takiego szachrajstwa dopuszczamy się dopiero wtedy, gdy w brutalny sposób zabiliśmy nasze sumienie. I gdy ktoś mi mówi, że czyni dobrze i nie boi się go, mogę jego wypowiedź skwitować stwierdzeniem: „Masz już powyżej czterdziestu lat i to, co mówisz, jest wynikiem sklerozy. Twoje sumienie zostało zabite!”. Dopóki nie zabijemy w sobie sumienia, wiemy bardzo dobrze, że niczego nie potrzebujemy tak bardzo, jak odpuszczenia grzechów!
Przed kilku laty wystąpił w Essen Bill Haley, jeden z tych „nowoczesnych” muzyków, co się tak ładnie kołyszą w biodrach! W wielkiej hali zebrały się tysiące młodocianych, aby posłuchać jego i jego zespołu. Ale już podczas pierwszego utworu młodzież ta zaczęła powoli i skutecznie demolować halę. Szkody wyniosły około 60 tysięcy marek. Młody policjant, z którym potem rozmawiałem, powiedział mi: „Siedziałem z przodu i musiałem z całej siły trzymać się krzesła, żeby nie przyłączyć się do nich”. Następnego dnia zobaczyłem w śródmieściu trzy typki, które wyglądały mi na to, że też tam były. Poszedłem i mówię: „Dzień dobry! Założę się, że wczoraj wieczorem byliście na występie Haley’a!” „Jasne, panie pastorze!” „O! – powiadam – To my się znamy? Jak miło! Ale powiedzcie mi, bo nie rozumiem, dlaczego właściwie zdemolowaliście tę halę?”. W odpowiedzi usłyszałem: „Ach, panie pastorze, to wszystko z rozpaczy!”. „Co takiego? Z rozpaczy? Dlaczego jesteście zrozpaczeni?” „Ba! Sami nie wiemy, dlaczego!”
Był taki duński teolog i filozof, Saren Kierkiegaard. Opowiadał, że jako dziecko często chodził z ojcem na spacer. I ojciec zatrzymywał się niekiedy, patrzył w zadumie na syna i mówił: „Moje drogie dziecko! Ty nosisz w sobie jakąś ciężką rozpacz!”. Czytając to, pomyślałem sobie, że gdy jest się od czterdziestu lat pastorem w wielkim mieście, wie się, że to właściwie dotyczy każdego. Pytam więc was: czy znacie też to uczucie cichej rozpaczy? Powiem wam, skąd ona pochodzi. Zrobimy taką odkrywczą wyprawę w głąb naszych serc. Posłużę się tu przenośnią. Jako pastor w Zagłębiu Ruhry często zjeżdżałem do kopalni. Jest to piękna rzecz. Dostaje się robocze ubranie, hełm ochronny i potem pędzi windą w dół, na przykład na ósmy poziom. Czy głębiej jest coś jeszcze? Tak, ale tam się nie zjeżdża, bo na samym dole jest „bagno”. Zbierają się tam wody kopalniane i to miejsce górnicy nazywają bagnem. W czasie gdy mieszkałem w Essen, raz jeden zerwała się lina i winda spadła na sam dół – w to bagno. Okropność.
Kopalnia z jej poziomami i „bagnem” przywodzi mi na myśl istotę ludzką. Wiecie wszyscy, że człowiek ma też różne „poziomy”. Może na przykład robić wrażenie bardzo wesołego, mimo że naprawdę jest smutny. Można się uśmiechać, a zarazem być śmiertelnie smutnym. Można udawać, że doskonale daje się sobie radę w życiu, a w głębi serca być zrozpaczonym: Potwierdzają to lekarze, filozofowie, psycholodzy i psychiatrzy. Mówią o tym filmy i powieści. Rozpacz i lęk rosną. Pewien psychiatra powiedział mi: „Nie wyobraża pan sobie, ilu młodych ludzi przewija się przez mój gabinet!”. Większość ludzi jednakże nie zadaje sobie poważnie pytania o przyczyny rozpaczy i lęku, tylko stara się ich pozbyć za pomocą środków odurzających. A rozsądniej byłoby spojrzeć faktom w oczy.
Odkrycie, że głęboko w sercu ludzkim kryje się rozpacz, tylko pozornie dokonane zostało dopiero w naszych czasach. O dziwo, już przed trzema tysiącami lat stwierdzenie to znalazło się w Biblii: „Ser-ce drży we mnie, opadł mnie lęk przed śmiercią, bojaźń i drżenie nachodzi mnie i groza mnie ogarnia”. I, widzicie, Biblia mówi nam również, dlaczego tak jest. Wymienia różne powody: że od czasu upadku w grzech jesteśmy daleko od Boga, że od tego czasu żyjemy poza naszym właściwym żywiołem – bo naszym żywiołem jest Bóg! – że w gruncie rzeczy boimy się sądu żywego Boga nad naszym życiem. Najważniejszym jednak powodem głębokiej rozpaczy naszego serca jest nasza wina przed Bogiem. Jest to największy problem naszego życia, problem, z którym sami nie możemy się uporać i wiemy o tym. Dlatego w sercu naszym kryje się głęboka rozpacz.
Czy potrzebujemy odpuszczenia grzechów? Oczywiście! Niczego nie potrzebujemy bardziej niż przebaczenia naszych grzechów! Czym jest grzech? Grzech jest odejściem od Boga. Urodziliśmy się już grzesznikami. Pozwólcie, że posłużę się tu przykładem: dziecko urodzone podczas wojny w Anglii z pewnością nie miało nic przeciw Niemcom, ale przez fakt urodzenia się w Anglii należało do wrogiego obozu. Tak samo my z natury rzeczy urodziliśmy się w obozie wrogim Bogu: na tym świecie. I z natury rzeczy jesteśmy oddzieleni od Boga. A budując mur z naszych grzechów, izolujemy się od Niego coraz bardziej. Każde przekroczenie Jego przykazań jest kolejnym, wmuro-wywanym przez nas kamieniem. Tak groźną rzeczywistością jest grzech.
Muszę wam w tym miejscu opowiedzieć, w jaki sposób po raz pierwszy zrozumiałem, że grzech jest groźną rzeczywistością i że żadnej popełnionej winy nie można naprawić. Miałem cudownego ojca, z którym łączyły mnie wspaniałe stosunki. Pewnego dnia siedziałem w swojej izdebce na poddaszu naszego domu i pisałem pracę egzaminacyjną, gdy nagle słyszę z dołu głos ojca: „Wilhelm!” – tak mam na imię. Wychyliłem się przez okno i pytam: „Co się dzieje? Pali się?”. A ojciec mówi: „Muszę pójść do miasta. Nie poszedłbyś ze mną? We dwóch zawsze przyjemniej”. „Ach, tato, – zawołałem – właśnie siedzę nad ważnym miejscem mojej pracy! Nie bardzo chciałbym teraz wychodzić!” „No to pójdę sam” – powiedział ojciec. W dwa tygodnie później umarł. Był u nas zwyczaj czuwania w domu przy zwłokach. I my, synowie, czuwaliśmy kolejno. Była noc, cisza, wszystko wokół spało. Siedziałem sam obok otwartej trumny. I nagle przypomniało mi się, jak dwa tygodnie temu ojciec mój prosił mnie, bym towarzyszył mu do miasta. A ja mu odmówiłem. Patrzyłem teraz na niego i mówiłem: „Ach, ojcze! Poproś mnie jeszcze raz. Jeżeli chcesz, pójdę z tobą i sto kilometrów!”. Ale on milczał. I nagle zrozumiałem jasno, że moja odmowa, ten drobny przejaw braku serca, jest nieubłaganą rzeczywistością, której nie zdołam unieważnić przez całą wieczność.
Jak sądzicie, ile win istnieje w życiu każdego z nas, ile zaniedbań? I jak poradzimy sobie z życiem, jeżeli wina i zaniedbania stale nam będą towarzyszyły? Bez odpuszczenia grzechów nie możemy sobie poradzić z naszym życiem! A jak będzie w godzinie śmierci? Czy chcecie wszystkie wasze grzechy wziąć ze sobą do wieczności? Ja często sobie wyobrażam, jak to będzie. Jestem już dość blisko tej godziny. Być może będę trzymał jeszcze rękę kogoś kochanego. Ale przyjdzie chwila, gdy będę musiał ją puścić. I okręt mojego życia odpłynie w wielkie milczenie, przed Oblicze Boga. Wierzcie mi, że kiedyś przed Nim staniecie. Będziecie stali przed Nim z całym balastem win i zaniedbań. Przed żywym i świętym Bogiem! Jakież przerażenie was ogarnie, gdy odkryjecie, że wzięliście ze sobą wszystkie swoje winy i zaniedbania!
Czy potrzebujemy odpuszczenia grzechów? Tak, jest nam potrzebne bardziej niż chleb powszedni!
2. CZY I GDZIE…?
Czy istnieje możliwość wymazania przeszłości? A jeżeli tak, to gdzie należy się w tej sprawie udać? Opowiedziałem przed chwilą historię o moim ojcu i o tym, że nie mogłem naprawić już nigdy mojej winy. Rozumiecie? W gruncie rzeczy nigdy nie możemy naprawić naszej winy. Jej skutki pozostają, weksel okazany będzie przed Bogiem. Był człowiek imieniem Judasz, który zdradził swego Zbawiciela za 30 srebrników. I potem nagle pojął, że źle zrobił. Poszedł do ludzi, którym Go wydał, rzucił im pie-niądze i powiedział: „Zabierzcie z powrotem wasze pieniądze. Zgrzeszyłem i chcę to naprawić”. Ale oni wzruszyli ramionami i powiedzieli: „Cóż nam do tego? Ty patrz swego!” Możecie się zwrócić do kogo tylko chcecie, każdy wam, odpowie: „To twoja sprawa!”. Czy mimo to możliwe jest wymazanie i zlikwidowanie winy i zaniedbania? Gdzie? Gdzie można otrzymać odpuszczenie grzechów?
Moi przyjaciele, na to pytanie odpowiada nam cały chór mężów w Biblii, a jest to chór radosny. Od początku do końca Biblii, od Starego do Nowego Testamentu przewija się ten motyw: odpuszczenie grzechów istnieje! Gdzie? Pójdźcie ze mną za bramy Jerozolimy, na wzgórze zwane Golgotą. Nie zwrócimy uwagi na tłum, ani na rzymskich żołnierzy, ani na dwóch złoczyńców po prawej i lewej stronie. Będziemy patrzyli na Tego, który wisi na krzyżu pośrodku. Kto to jest? Nie jest nikim z nas. On przeciwstawił się kiedyś tłumowi, mówiąc: „Któż z was może mi dowieść grzechu?”. Nikt nie mógł doszukać się ani jednego. Któż z nas mógłby zaryzykować takie pytanie! Potem rzymscy sędziowie i żydowska Rada Najwyższa uwikłali Go w proces. Ale i oni nic prze-ciw Niemu nie znaleźli. On nie jest jednym z nas. On nie potrzebuje odpuszczenia grzechów. I On wisi tam, na krzyżu? Kim On jest? Nie przyszedł ze świata ludzi, ale z innego wymiaru, ze świata Boga. Mówię o Jezusie, Synu Bożym. I On wisi na krzyżu? Jak to? Dlaczego?
Moi przyjaciele! Bóg jest sprawiedliwy i musi karać za grzech. Nasz grzech zrzucił na Syna, na własnego Syna, i ukarał Jezusa, „który został wydany za grzechy nasze i wzbudzony z martwych dla usprawiedliwienia naszego”. To jest wielka Nowina biblijna: Sąd Boży nad Jezusem, abyśmy z Bogiem pokój mieli. To jest odpuszczenie grzechów! Gdzie mogę pozbyć się swoich win? Gdzie mogę otrzymać pokój z Bogiem? Pod krzyżem Jezusa: „Zbawcy krew obmywa brud win (…) krwią odkupił nas Boży Syn”. „Krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu”. Obyśmy to pojęli!
Ukazała się interesująca książka Amerykanina, Williama L. Huna. Był on tym duchownym, który trzynaście razy odwiedzał w więzieniu mordercę milionów ludzi, Adolfa Eichmanna, prowadził z nim długie rozmowy, wysłuchał jego ostatnich słów, odprowadził go na szubienicę i był przy wysypaniu jego prochów do Morza Śródziemnego. Treść rozmów z Eichmannem zatytułował: „Walka o duszę”. Na początku Hun pisze: chodziło mi o uratowanie tego straszliwego grzesznika, by nie poszedł do piekła. I wstrząsające jest, jak ten człowiek, który zza biurka zamordował miliony ludzi i sprowadził na świat okrutne cierpienia, do ostatniej chwili mówił: nie potrzebuję nikogo, kto by za mnie umierał. Nie potrzebuję i nie chcę odpuszczenia grzechów.
Czy chcecie pójść w ślady Eichmanna i tak umrzeć? Nie? To z całego serca nawróćcie się do Jezusa, który Jeden jedyny na świecie może nam przebaczyć nasze grzechy, bo za to umarł i zapłacił za nie.Gdy Hun rozmawiał z Eichmannem, niemal ze zgrozą ofiarowywał mu odpuszczenie grzechów przez krew Jezusa. Czy nawet ktoś taki może otrzymać przebaczenie grzechów? Tak! Tak! „Krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego (Boga) oczyszcza nas od wszelkiego grzechu.” Ale muszę te grzechy wyznać Jemu, muszę spojrzeć na krzyż i pojąć, że „Zbawcy krew obmywa brud win (…) krwią odkupił nas Boży Syn”. Jezus umarł za mnie.
Biblia posługuje się coraz to innymi przykładami, aby wytłumaczyć, jak to jest możliwe, że ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan – mam nadzieję, że wiecie: Jezus nie pozostał w państwie zmarłych, tylko trzeciego dnia zmartwychwstał i żyje! – odpuszcza grzechy.
I tak na przykład, jest tam obraz poręczyciela. Poręczyciel zobowiązuje się do zastąpienia mnie, gdybym okazał się niewypłacalny. Ktoś musi zapłacić. W życiu jest tak zawsze: ktoś musi zapłacić! A każdy grzech w naszym życiu stanowi zobowiązanie przed Bogiem. Biblia mówi: „Zapłatą za grzech jest śmierć”. Jako zapłaty za grzechy Bóg żąda naszej śmierci. Ale przychodzi Jezus i idzie na śmierć, abyśmy my mieli życie. On jest naszym Poręczycielem przed Bogiem. I teraz: albo zapłacicie za wasze grzechy w piekle, albo przyjdziecie do Jezusa i powiecie: „Panie Jezu, pragnę zrozumieć, że Ty zapłaciłeś za mnie!”. Ernst Gottlieb Woltersdorf wyznaje w jednej z pieśni: „Nie wiem nic ponadto, że przyszedł Poręczyciel, który wziął na siebie mój dług. Zapłacił com był winien, do ostatniego grosza spłacił mój dług”.
Albo taka historia o wykupieniu. Pewien człowiek dostał się we władzę handlarzy niewolnikami. Sam nie był w stanie się wykupić. Ale przez targ niewolnikami przechodził możny pan. Zobaczył tego niewolnika, wzruszył się i pyta: „Ile on kosztuje? Wykupię go i dam mu wolność”. W którym momencie niewolnik odzyskał wolność? Z chwilą wpłacenia całej sumy, do ostatniego grosza. Pan Jezus zapłacił za was na Golgocie całą sumę, do ostatniego grosza! I teraz możecie pojąć to i powiedzieć: „Panie Jezu, składam przed Tobą mój grzech i wierzę, że jest on zgładzony”. Jezus wykupuje! Jezus uwalnia niewolników grzechu! Filip Friedrich Hiller tak śpiewa: „W Nim miłości zdrój prawdziwy znajdzie człowiek nieszczęśliwy, grzechy zgładzi tylko On. W Nim pociecha, ukojenie, w Nim ratunek i zbawie-nie..”
Coraz to nowe obrazy przynosi nam Biblia. Na przykład pojednanie. Nawet najmniej oświecony poganin wie, że potrzebuje pojednania. Dlatego wszystkie religie mają całą armię kapłanów, którzy składają ofiary pojednania. Bóg jednakże uznaje tylko jedną jedyną ofiarę pojednania: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”. „Wielu kapłanów składało wiele ofiar. Ale Jezus sam jest kapłanem, który jedna z Bogiem i sam jest Ofiarą jednającą nas z Bogiem. Tylko On może nas z Nim pojednać. Albert Knapp tak mówi w jednej z pieśni: „Niech wiecznie stoi mi przed oczami cichy Baranek na krzyżu, blady i krwią zalany, na pastwę cierpienia wydany (…), bo za mnie umarł, by się wykonało to, co dokonać się miało”.
Jeszcze innym obrazem jest oczyszczanie. Jeden chrześcijanin pisze do innych chrześcijan: „Krew Jezusa Chrystusa (…) oczyszcza nas od wszelkiego grzechu”. Znacie historię o synu marnotrawnym, który ugrzązł w najgorszym błocie i brudzie wśród świń. Wielu tak ugrzęzło i można ich tylko żałować. Ale syn marnotrawny ocknął się i tak jak stał, pobiegł do domu, w ramiona ojca. Nie umył się przedtem, nie kupił sobie nowego ubrania i nie sprawił sobie nowych butów. Przyszedł tak, jak stał. A ojciec oczyścił go i ubrał w nowe szaty. Wielu ludzi sądzi, że muszą stać się lepsi, i dopiero potem mogą zostać chrześcijanami. Jest to fatalna pomyłka! Możemy przyjść do Jezusa tacy, jacy jesteśmy – brudni, splugawieni. Jakże brudne i plugawe jest nasze życie! Przyjdźcie do Jezusa tacy, jacy jesteście, On was oczyści. On wszystko nowym czyni! „Krew Jezusa Chrystusa (…) oczyszcza nas od wszelkiego grzechu.” Takie świadectwo składa apostoł Jan. I my również możemy złożyć takie świadectwo! Nie mogę wymienić wam tu wszystkiego, co o tym mówi Biblia. Sądzę jednak, że sami zaczniecie czytać Biblię i będziecie coraz lepiej poznawali wspaniałe zwiastowanie o odpuszczeniu grzechów.
Jak poradzimy sobie z życiem, jeżeli wina i zaniedbanie stale nam towarzyszą? Wcale sobie nie poradzimy. Ale dam sobie radę, jeżeli znajdę Jezusa i dzięki Niemu doświadczę przebaczenia grzechów! Wtedy ustanie dręczący mnie lęk i zniknie głęboka rozpacz. Oddanie się Jezusowi nie jest czymś strasznym. Oznacza wyjście z mroków lęku na słoneczne światło łaski Bożej. I tego życzę wam z całego serca.
A więc: Czy potrzebujemy odpuszczenia grzechów? Tak! Gdzie możemy je otrzymać? U Jezusa, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Zbawiciela!
3. JAK MOGĘ DOJŚĆ DO TEGO?
Być może ktoś teraz pomyśli: – taką mam nadzieję! – „To jest wspaniałe! Mieć odpuszczenie grzechów, to musi być cudowne! Ale jak ja mogę dojść do tego? Nie informuje o tym żadna gazeta, nie pisze się o tym we współczesnych powieściach, i w filmach też nic na ten temat nie ma. Jak mogę dojść do tego?”. Ba, jak ja mogę do tego, dojść? Jeden człowiek drugiemu niewiele może tu pomóc. Sądzę, że najlepiej będzie, jeżeli jeszcze dzisiaj usiądziecie gdzieś w ciszy i wezwiecie Jezusa. On zmartwychwstał! On żyje! Ludzie wierzący określani są w Biblii jako ci, „którzy wzywają imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa”. Więc po prostu wezwijcie Jezusa, tak jak wzywa się kogoś telefonicznie. Bo, zrozumcie, macie z Nim bezpośrednie połączenie. Tyle tylko, że od dawna nie używane. Macie bezpośrednie połączenie z Jezusem, a być może jeszcze nigdy nie rozmawialiście z Nim! Jaka szkoda! Ale teraz połączcie się z Nim, nie musicie nawet wykręcać numeru. Powiedzcie tylko: „Panie Jezu!” – i On już się zgłasza, już jest! Tak jest, gdy modlimy się.
A co Mu powiecie? Wszystko, co leży wam na sercu. Powiedzcie: „Panie Jezu! Żyję w nieczystym związku z innym człowiekiem. Nie mogę sam wyplątać się z tego, ale wiem, że to jest grzech. Panie Jezu, pomóż mi!” – „Panie Jezu! Nie jestem w porządku wobec urzędu skarbowego, od lat składam nieprawdziwe zeznania. Nie wiem, co mam zrobić, bo jeżeli zaniecham tych krętactw, to zbankrutuję. Panie Jezu, pomóż mi!” – „Panie Jezu! zdradzam moją żonę. Nie wiem, jak z tym skończyć. Panie Jezu, pomóż mi!” Zrozumcie, że wszystko, czego nie powiedzielibyście żadnemu człowiekowi, możecie powierzyć Jezusowi, który słucha, gdy tylko połączycie się z Nim. Wyrzućcie z siebie wszystko. To jest wyzwolenie. Wyznajcie Mu wszystkie wasze winy. Spytajcie Go: „Panie Jezu, pastor Busch powiedział, że Twoja krew oczyszcza i już wszystko jest dobrze. Czy to prawda?”. Spytajcie Go. Jeszcze dziś. Zacznijcie używać tego połączenia, które tak dawno nie było używane, rozmawiajcie z Jezusem. Przyłączcie się do ludzi, „którzy wzywają imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa”.
„Ba! – powiadacie – Ja Mu powiem wszystko, ale On mi nie powie nic!” Ależ tak! Uważajcie, podam wam, jakiego połączenia On używa, aby do was mówić. Weźcie Nowy Testament. Stary Testament przeczytajcie później, na początek jest zbyt trudny. I Nowy Testament zacznijcie czytać od Ewangelii św. Jana, a potem weźcie Ewangelię św. Łukasza. Czytajcie tak, jak czytacie wiadomości w waszej gazecie. I wtedy zauważycie, że On do was mówi. Od wszystkich innych książek Biblia odróżnia się tym, że przez nią mówi żywy Pan.
Ktoś mi powiedział: „Chcąc usłyszeć Boga, idę do lasu”. Odpowiedziałem mu na to: „Co za bzdura! Będąc w lesie, słyszę szum drzew, śpiew ptasząt i szmer strumyka. Jest to bardzo piękne. Ale las nie powie mi, czy moje grzechy zostały mi odpuszczone, ani w jaki sposób mogę otrzymać nowe serce, ani czy Bóg jest mi miłościw. To wszystko Bóg mówi tylko poprzez Biblię”. Przeznaczcie codziennie kwadrans czasu dla Jezusa. Kwadrans ciszy. Wezwijcie Go. Powiedzcie Mu wszystko. Na przykład, że macie dzisiaj do wykonania bardzo trudne zadanie, z którym sami sobie nie poradzicie. Mówcie Mu o wszystkim. A potem otwórzcie Nowy Testament i przeczytajcie pół rozdziału: „Panie Jezu, teraz Ty mów do mnie!” I nagle znajdziecie Słowo Boże dla was. Zauważycie, że On to powiedział do was. Wtedy podkreślcie ten tekst i dobrze będzie, jeśli zapiszecie obok datę.
Jako młody człowiek przyszedłem kiedyś do pewnego domu. Na fortepianie leżała Biblia. Otworzyłem ją i stwierdziłem, że wiele miejsc zakreślono czerwonym i zielonym ołówkiem, a obok zanotowano daty. Była to duża rodzina, więc spytałem do kogo ta Biblia należy. „Do naszej Emmi” – usłyszałem w odpowiedzi. Przyjrzałem się Emmi – i ożeniłem się z nią. Chciałem mieć właśnie taką dziewczynę, która rozumie, że Jezus mówi do nas przez Biblię, że używa tylko tego, nie żadnego innego połączenia. Niedobrze mi się robi, kiedy ludzie wiodą spory na temat Biblii. Mówią: „Biblię tez napisali ludzie!” – i inne głupstwa w tym rodzaju. To mnie nudzi!
Podczas pierwszej wojny światowej pełniłem przez pewien czas funkcję telefonisty. Nie było jeszcze wtedy radia bez drutu. Mieliśmy małe aparaty, do których dochodziło mnóstwo drutów. Pewnego dnia musiałem dotrzeć do położonego na wzgórzu punktu obserwacyjnego i podciągnąć tam przewód. Leżałem właśnie w trawie i próbowałem uzyskać połączenie z baterią, gdy na stoku ukazał się lekko ranny żołnierz piechoty. „Człowieku, padnij! – krzyknąłem. – Widać nas, zaraz obłożą nas ogniem!” Rzucił się na ziemię i podczołgał do mnie, mówiąc: „Postrzelili mnie w sam raz, będę mógł wrócić do domu! Ale słuchaj, jaki ty masz stary aparat!” „Tak, – odmruknąłem – mam stary model.” „I zaciski siedzą luźno!” „Tak, zaciski siedzą luźno!” – odpowiedziałem. „A tam kawałek odpadł!” Tu już pękłem ze złości: „Zamknij się! Nie mam czasu wysłuchiwać twojej krytyki! Muszę uważać, czy nie ma połączenia!” I to samo jest u mnie z Biblią. Chcę usłyszeć głos Jezusa, a ludzie przychodzą i mówią: „Przecież Biblię napisali ludzie!”. Mogę im tylko odpowiedzieć: „Zamknijcie się! Ja tu słucham głosu Jezusa!”. Nie dajcie się więc ogłupić. On mówi przez Biblię! I szukajcie społeczności z ludźmi, którzy chcą iść tą samą drogą.
Widzicie, kiedy mówię takie rzeczy, zawsze ktoś mi odpowiada: „Ach, to jest dobre dla babci. W kościele siedzą przecież sami starzy ludzie!”. I cieszę się wtedy, że przeszło trzydzieści lat byłem dusz-pasterzem młodzieży i poznałem wielu młodych ludzi, którzy mogliby wam potwierdzić to, co mówiłem, że istnieje odpuszczenie grzechów, że z Jezusem można rozmawiać, że On odpowiada.
Szukajcie więc społeczności z ludźmi, którzy też tego doświadczyli. Można znaleźć takich, którzy również chcą iść z Jezusem drogą do nieba.
Jezus stoi przed wami i mówi: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni…”, – bo wina i zaniedbanie towarzyszą wam stale „…a ja wam dam ukojenie.” I On może wam ofiarować odpuszczenie grzechów!