Moi drodzy, dostaję mnóstwo listów z najróżniejszymi pytaniami. W jednym z ostatnich ktoś pyta: „Czy pan zwiastuje swój własny pogląd, czy też tak naucza pański Kościół?” Mogłem odpowiedzieć tylko tyle: „Tak naucza Biblia”. Pomyślałem sobie przy tym, że gdybyście słuchali poglądów pastora Buscha, to bylibyście ludźmi oszukanymi, bo niewiele by to wam dało. Musicie słuchać głosu Jezusa! Jezus nazwał siebie „dobrym Pasterzem”. I musicie słuchać głosu tego dobrego Pasterza”! Ja w słabości swojej mogę tylko trochę dopomóc w usłyszeniu tego głosu Jezusa, dobrego Pasterza naszych dusz.
Będziemy teraz mówili o tym, co powinniśmy zrobić, i jest rzeczą niezmiernie ważną, aby powiedział wam to sam Jezus, abyście usłyszeli głos dobrego Pasterza.
1. SKOŃCZCIE Z TĄ WASZĄ BEZSENSOWNĄ NIEWIARĄ!
Będąc długie lata pastorem w wielkim mieście, słyszałem tak wiele zarzutów w stosunku do biblijnego poselstwa, tak często spotykałem się z banałem niewiary, że przede wszystkim chciałbym was poprosić (a chodzi tu o zbawienie waszych dusz): skończcie z tym bezsensem!
Podczas wojny, oprócz duszpasterstwa dla młodzieży, miałem przez pewien czas duszpasterstwo w dużym szpitalu. Pewnego dnia zaszedłem do części wydzielonej na prywatną klinikę. Stanąłem przed drzwiami pierwszego pokoju i właśnie miałem zapukać, gdy zobaczyłem, że długim korytarzem biegnie do mnie młoda pielęgniarka. Trochę bez tchu powiedziała: „Panie pastorze, proszę nie wchodzić do tego pokoju!” „Dlaczego?” – pytam. „Bo ten pan bardzo zdecydowanie zastrzegł sobie niewpuszczanie do niego żadnych księży. Pana z pewnością też nie zechce widzieć. On… on wyrzuci pana za drzwi!” To mówiąc pokazała mi wizytówkę na drzwiach, na której widniało nazwisko znanego kupca. „Siostro, – powiedziałem – ja mam nerwy jak postronki!” – i zapukałem. „Proszę!” – zawołał silny męski głos. Wszedłem i zobaczyłem leżącego w łóżku starszego, siwego pana. „Dzień dobry! – powiedziałem – Jestem pastor Busch.” „O, wiele o panu słyszałem. Proszę bliżej, pan może mnie odwiedzić.” „Jak to miło” – ucieszyłem się. A on dodał: „Ale niech mi pan da spokój ze swoim chrześcijaństwem!” Roześmiałem się: „Cóż za pech! Właśnie o tym chciałem z panem pomówić”. „Wykluczone! – żachnął się – To w ogóle nie wchodzi w rachubę! Skończyłem z tym definitywnie! Widzi pan, gdy byłem chłopcem, wbijano mi do głowy psalmy. Jeżeli się ich nie nauczyłem, dostawałem lanie. Jako dorosły mężczyzna zbudowałem sobie własny światopogląd, którego filarami są Darwin, Hackell i Nietzsche.”
Aż mną zatrzęsło, gdy to usłyszałem! Niestety, dość szybko wpadam w złość, więc huknąłem: „Niech no pan posłucha, stary człowieku! Jeżeli szesnastolatek w okresie dojrzewania opowiada mi, że jego prorokiem jest na przykład Nietzsche, to mogę się uśmiechnąć, myśląc: no tak, to zjawisko przejściowe, sam dojdziesz do tego, że współcześni fi1ozofowie sami już nie wierzą w swoich dawnych proroków. Ale gdy taki stary człowiek jak pan, stojący na progu wieczności, mówi mi także rzeczy, to to jest straszne. Przecież pan jest ciężko chory. Czy stojąc już przed Bogiem, też zechce pan wystąpić z takimi bzdurami? No, proszę pana!”
Popatrzył na mnie ze zdumieniem. Widocznie nie był przyzwyczajony do takiego tonu. A ja nagle się opamiętałem: stop! Przecież jestem w szpitalu, nie mogę tak wybuchać! Tu trzeba postępować delikatnie… I poczułem wielkie współczucie dla tego biednego człowieka. Włączyłem więc pierwszy bieg i, mimo że pamiętałem jak się na początku zastrzegał, zacząłem mu opowiadać o Jezusie, który chce być również jego dobrym Pasterzem. Po chwili westchnął głęboko: „Tak, to byłoby piękne… Ale co ja mam zrobić z moim światopoglądem? Czy to wszystko, w co wierzyłem przez całe życie, mam teraz wyrzucić za burtę?” „Oczywiście! – zawołałem we-soło – Drogi panie! Niech pan wyrzuci wszystko, czego w obliczu wieczności nie będzie pan potrzebował! Niech pan wyrzuci wszystko za burtę i to raczej dziś niż jutro! Z tą pana bezsensowną niewiarą nie można ani żyć prawdziwym życiem, ani umrzeć błogosławioną śmiercią. A potem niech się pan rzuci w otwarte ramiona Syna Bożego, który za pana umarł i odkupił pana. Ten Zbawiciel chce być również pana Zbawicielem.”
W tym momencie weszła siostra. Zdziwiła się, widząc nas pogrążonych w poufnej rozmowie. Ale potem dała mi znak, że powinienem już odejść. Uścisnąłem mocno dłoń starego człowieka i cicho wyszedłem z pokoju. Nie wiem, czy wziął do serca to, co mu powiedziałem. Tej samej nocy umarł. I, wiecie, wtedy dopiero zacząłem rozumieć – a było to dla mnie wstrząsające odkrycie – jak wielu nawet wykształconych ludzi chodzi po świecie obnosząc się z Darwinem, Haicklem i Nietzschem i tą swoją bezsensowną niewiarą pozbawia się wiecznego zbawienia. I dlatego proszę was nade wszystko: wyrzućcie za burtę te wszystkie banały, którymi uzasadniacie swoją niewiarę! Precz z tym! To nie jest warte złamanego grosza! W Biblii napisane jest: „Jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus”.
Pewnego dnia siedziałem naprzeciw takiego ogromnego faceta, wiecie, rozmiarów trzyczęściowej szafy! W myślach nazwałem go panem Kędziorkiem, bo miał na sobie pulower z kręconej wełny, w takie właśnie kędziorki, ale oczywiście nazywał się zupełnie inaczej. Jego żona zginęła pod bombami, a dwaj synowie polegli na wojnie. Biedny człowiek. Przyszedłem go więc odwiedzić. Ale ledwo zdąży-łem usiąść, on już zaczął mówić: „Panie pastorze, niech mi pan da spokój z chrześcijaństwem! Przeżyłem tyle, że w nic już nie wierzę. Może mi pan opowiadać, co się panu żywnie podoba. Przeszedłem w życiu tyle, że już w nic nie wierzę”. Roześmiałem się i powiadam: „No, nie mogę sobie wyobrazić, że tak jest naprawdę. Niech mi pan powie, panie Kędziorek, – jak wiecie, w rzeczywistości wcale się tak nie nazywał! – czy jeździ pan czasem pociągiem?” „Tak.” „Mam więc nadzieję, że zanim wsiądzie pan do pociągu, żąda pan od maszynisty pokazania prawa jazdy?” „Nie – odpowiedział – skądże znowu!
Przecież można zaufać kolei, że jej maszyniści…” „Jak to? – przerwałem mu – Pan wsiada do pociągu nie upewniwszy się przed tym, czy ten gość tam naprzodzie rzeczywiście umie prowadzić lokomotywę? Powierza mu pan swoje życie bez żadnej gwarancji? No, wie pan, panie Kędziorek, to dopiero nazywa się wiara! Powierzać komuś własne życie! Niech pan już nigdy me mówi: w nic nie wierzę. Niech pan mówi: nie wierzę w nic, oprócz kolei państwowej! No dobrze, a niech mi pan powie, chodzi pan czasem do apteki?” „O, tak, – powiada Kędziorek – często chodzę, bo cierpię na bóle głowy. Kupuję w aptece proszki przeciw migrenie.” „Ale wie pan, zdarzało się już, że aptekarze przez nieuwagę sprzedawali truciznę. Chyba przed zażyciem daje pan te proszki do analizy? ” „Ależ panie pastorze, taki dopuszczony do wykonywania zawodu aptekarz zna się na tym, co robi! Przecież on mnie nie oszuka!” „Jak to? – pytam ze zdumieniem – Pan połyka te proszki bez uprzedniego zbadania ich? Powierza pan swoje życie aptekarzowi? Przyjmuje pan jego lekarstwo, bo mu pan ufa? Tak, to nazywa się wiara! Kochany panie Kędziorek, niech pan nigdy nie mówi: w nic nie wierzę. Niech pan mówi: w nic nie wierzę, tylko w kolej państwową i w aptekarza!”
I tak to szło dalej, bo – rozumiecie – wynajdywałem coraz to coś nowego. A później powiedziałem: „Widzi pan, pewnego dnia spotkałem Kogoś, kto posłany został przez Boga, kto powstał z martwych. Na Jego dłoniach widnieją stygmaty, które świadczą o tym, że On mnie umiłował i poszedł za mnie na śmierć krzyżową. Nikt na świecie nie uczynił dla mnie tak wiele, jak Jezus. I nikt na świecie nie jest tak godny zaufania, jak On! Czy pan sądzi, że Jezus skłamał kiedykolwiek?” „O nie!” „No, proszę, widzi pan, takiego świadectwa nie wystawiłbym nikomu na świecie. Tylko Jezusowi. I kiedy to zrozumiałem, powiedziałem sobie: chcę powierzyć swoje życie Jezusowi!” Ten człowiek spytał mnie wtedy: „Czy to jest rzeczywiście takie proste?” „Tak, panie Kędziorek – odpowiedziałem – takie proste! Pan wierzy wszystkim naokoło i we wszystko możliwe, a tylko temu Jednemu, któremu naprawdę można wierzyć, temu nie chce pan uwierzyć! Niechże pan wyrzuci precz tę bezsensowną niewiarę, te wyświechtane argumenty i niech pan odda swoje życie Jezusowi.”
Setkom młodych ludzi mówiłem: „Milion marek nagrody dostanie ode mnie ten, kto mi pokaże kogoś, kto żałował, że oddał swoje życie Jezusowi!” Nie miałem wprawdzie nigdy miliona marek, ale mogłem to spokojnie powiedzieć, bo nie ma na świecie takiego człowieka. Poznałem natomiast całe mnóstwo ludzi, którzy żałowali, że tego nie zrobili. Skończcie więc ze swoją żałosną, bezsensowną niewiarą! Zawierzcie Temu, który uczynił dla was wszystko. Jest to sprawa między Nim a wami. Musicie tylko usiąść w ciszy i powiedzieć: „Panie Jezu, od dziś chcę należeć do Ciebie”.
2. SKOŃCZCIE Z WASZYM NIEWIARYGODNYM SAMOUSPRAWIEDLIWIANIEM
W Biblii napisane jest: „Prawdziwa to mowa i w całej pełni przyjęcia godna, że Chrystus Jezus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników…” – dosłownie: ;,aby ich uratować”. Wielu ludzi oburza się w tym miejscu i mówi: „Ależ ja nie jestem grzesznikiem! Przecież nie jestem przestępcą!”. Do tych ludzi mówię teraz: kłamiecie! Gdy przyjdzie dzień, że staniecie przed obliczem Bożym, będziecie musieli powiedzieć: „Nie jestem grzesznikiem. Przestrzegałem wszystkich Twoich przykazań!”. Czy rzeczywiście będziecie mogli tak powiedzieć? Och, dajcie spokój z tym niewiarygodnym samousprawiedliwianiem, z wmawianiem sobie, że wszystko Jest w porządku! Nic nie jest w porządku, nic a nic!
Przed laty miałem rozmowę z pewnym dwudziestolatkiem, rozmowę, której nigdy nie zapomnę. Któregoś dnia spotykam go i mówię: „Mój kochany, nie widuję cię więcej ani na naszych godzinach biblijnych, ani na zebraniach młodzieży”. A on na to: „Tak, wie pan, panie pastorze, ja przemyślałem sobie to wszystko. Pan ciągle mówi o Jezusie, który umarł za grzeszników. Ale ja nie potrzebuję kozła ofiarnego, który mnie ma zastąpić. Jeżeli zrobiłem coś złego, to – o ile Bóg istnieje – chcę przed Nim odpowiadać sam za siebie. Przecież to śmieszne żebym miał potrzebować Zbawiciela, który za mnie umarł!”. A oto co mu odpowiedziałem: „Dobrze, mój drogi. Chcesz więc stanąć przed świętym Bogiem i powołać się na prawa. To ci oczywiście wolno! Możesz odrzucić Jezusa i powiedzieć, że powołasz się przed Bogiem na prawo. Ale uświadom sobie proszę, że we Francji jest się sądzonym według prawa francuskiego, w Anglii – według prawa angielskiego, a Bóg sądzi według swojego prawa, życzę ci więc, mój kochany, żebyś nigdy nie przekroczył ani jednego przykazania Bożego, bo inaczej będziesz zgubiony. Do widzenia!”. „Chwileczkę! – zawołał młody człowiek – Przecież nie będzie się tego brało tak dokładnie!” „Ha! – odpowiedziałem – A jak ty sobie wyobrażasz świętego Boga? Posłuchaj: przypuśćmy, że przez 50 lat prowadziłem porządne i uczciwe życie, a potem coś mnie podkusiło i ukradłem jakiś drobiazg, co trwało trzy minuty. Złapano mnie na tym i stanąłem przed sądem. Mówię więc sędziemu: 'Panie sędzio, niech pan nie będzie taki drobiazgowy! 50 lat porządnego, niekaralnego życia i trzy minuty błędu, to się chyba wyrównuje! Któż by chciał być tak małostkowy, panie sędzio!’ Jak myślisz, co sędzia mu odpowie? Odpowie: 'Ja nie mówię o 50 latach, w ciągu których żył pan porządnie, ale o tych 3 minutach, w ciągu których pan kradł. Prawo oskarża pana o to, co pan zrobił w ciągu tych trzech minut!’ Jeżeli ziemski sędzia tak postąpi, to czy nie sądzisz, że Boski Sędzia uczyni tak tym bardziej?”
Czy nie sądzicie, że staniecie przed Bogiem w charakterze oskarżonych? Czy nie uważacie, że potrzebne wam jest odpuszczenie grzechów? Czy nie wiecie, że jesteście grzesznikami? Ach, skończcie z tym niewiarygodnym samousprawiedliwianiem, oj, poszukajcie Pana, który za wasze grzechy umarł na krzyżu i zapłacił za was! Przyjmijcie Go, wyznajcie Mu swoje grzechy i powiedzcie: „Panie, oddaję Ci siebie i wszystkie moje nieprawości. Pragnę Twojej łaski! Oczyść mnie krwią swoją!”.
3. UCZYŃCIE TEN DECYDUJĄCY KROK
Najlepiej będzie, jeśli opowiem wam teraz historię, która zilustruje, co mam na myśli. Było to na początku istnienia Trzeciej Rzeszy. Miałem coś do załatwienia z jednym z tych wysokich urzędników obwieszonych „lametą”. Młodzi ludzie nazywali tak te srebrne i złote blaszki, którymi naziści ozdabiali, jak pawie, swoje marynarki. Szedłem z trwogą i drżeniem, bo pastorzy nie byli już wtedy dobrze widziani. Ku mojemu zdumieniu człowiek ten jednak nie tylko nie wyrzucił mnie za drzwi, ale nawet życzliwie wysłuchał. Po zakończeniu mojej sprawy powiedziałem: „Niech pan posłucha. Rzadko mi się zdarza, żeby ktoś na pana stanowisku potraktował mnie tak życzliwie. Chciałbym panu za to podziękować. A ponieważ był pan taki dla mnie miły, chciałbym panu ofiarować podarunek. Chciałbym przekazać panu moje poselstwo: 'Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”’. Spojrzał na mnie i powiedział: „Nie musi pan mówić więcej. Moi ro-dzice są pobożnymi, wierzącymi ludźmi. Pana zwiastowanie znam od dzieciństwa. Ale…” – tu położył na stole kawałek czystego papieru, narysował na nim ołówkiem krechę i dodał: „Widzi pan, panie pa-storze, ja wszystko wiem, i wiem, że gdybym chciał przyjąć to poselstwo, to musiałbym przekroczyć tę granicę, musiałbym zrobić jeden krok na drugą stronę tej narysowanej tu przeze mnie linii. Stoję bardzo blisko – tu zrobił kropkę tuż obok linii – ale musiałbym odważyć się na przejście tej granicy”. Przerwał na chwilę i dodał z zażenowaniem: „A na to nie pozwala mi moja społeczna pozycja”. Pożegnałem się i poszedłem sobie bardzo zasmucony. Człowiek ten dawno już nie żyje. Jego społeczna pozycja nic mu w wieczności nie pomoże. Rozumiał jednak, że jeżeli chce wejść do Królestwa Niebieskiego, to musi zrobić jeden krok przez granicę. Czy odważycie się na to? O, to się na pewno opłaci! Jezus oczekuje was z otwartymi ramionami. Zróbcie ten decydujący krok – prosto w Jego otwarte ramiona!
4. ZERWIJCIE Z GRZECHAMI, KTÓRE USWIADOMILIŚCIE SOBIE Z CAŁĄ WYRAZISTOŚCIĄ
Znam pewnego człowieka, który żyje w cudzołóstwie. Wezwałem go na rozmowę i powiedziałem: „Pan żyje w cudzołóstwie. Pan unieszczęśliwia swoją żonę. Pan pójdzie do piekła”. Odpowiedział: „To przecież bzdury! Chciałbym panu wytłumaczyć wszystko, moja żona mnie nie rozumie…” I opowiedział mi długą historię. Wiedział jednak dokładnie, że to, co robi, jest grzechem. Są ludzie, którzy żyją skłóceni i mówią: „To on zaczął!”. W ogóle istnieją tylko takie kłótnie, które zaczął ten drugi. Żaden człowiek nigdy jeszcze nie zaczął pierwszy, prawda? Zawsze zaczyna ten drugi. Ale powiem wam jedno: w oczach Boga kłótnia jest równie zła, jak mord! Dlaczego z tym nie skończycie? Pytacie, co macie zrobić? Powiem wam: zerwijcie z grzechami, które uświadamiacie sobie z całą wyrazistością.
Zatrzymajcie się na chwilę i spytajcie samych siebie: co w moim życiu jest nie w porządku? Z czym powinienem skończyć? Z pewnością będziecie mogli dać na to sobie dokładną odpowiedź. A czy sądzicie, że Jezus ześle na was swoją łaskę, jeżeli będziecie nadal grzeszyli z pełną świadomością? W Biblii napisano: „Nawróćcie się!”. Syn marnotrawny zerwał ze swoim dawnym życiem. Możecie przyjść do Jezusa tacy, jacy jesteście – obciążeni i niedowierzający. Ale potem musicie skończyć z tym wszystkim, co prowadzi was do zguby, o czym wiecie z całą pewnością, że jest grzechem.
W wielu listach, które codziennie dostaję, ludzie stawiają mi zarzuty: „To zbyt surowe, co pan mówi. Przecież to czy tamto nie jest grzechem”. I często wymieniają takie rzeczy, o których wcale nie mówiłem. Czuję wtedy, jak sumienia buntują się przeciwko panowaniu Jezusa Chrystusa w naszym życiu. Słuchajcie, nie możecie mieć żywej wiary i żyć żywą wiarą, jeżeli nie zdobędziecie się na odwagę oddania swego życia Jezusowi, aby skończyć z tym, z czym skończyć trzeba. Zerwijcie z grzechami, które uświadamiacie sobie z całą wyrazistością!
5. ROZMAWIAJCIE Z BOGIEM!
Czy umiecie się modlić? Być może potraficie wymruczeć jakąś wierszowaną modlitwę, ale czy umiecie się modlić? Bo, wiecie, wielu ludzi ma takie pojęcie o tym, co to jest modlitwa, że gdybym miał jeszcze jakieś włosy na głowie, wszystkie stanęłyby mi dęba. Przyszedłem niedawno do pewnego domu i matka mówi: „O tak, my jesteśmy dobrymi chrześcijanami. Chodź tu, Klarciu! Ty już umiesz tak ładnie się modlić. Powiedz panu pastorowi jakąś modlitwę”. Dziecko zaczyna, a ja prędko wołam: „Nie! Za skarby świata – nie! Powiedzieć panu pastorowi jakąś modlitwę? Przecież to nie jest modlenie się!”. Modlić się – to znaczy rozmawiać z żywym Bogiem, który jest w Jezusie, rozmawiać po to, by otworzyć przed Nim serce. Czy modliliście się już tak kiedykolwiek?
Człowiek nazwiskiem Robinson, angielski biskup, napisał straszną książkę pt. „Bóg jest inny”. Pisze w niej, że współczesny człowiek nie umie się w ogóle modlić. Ja również tak uważam. Ale to nie świadczy źle o modleniu się, tylko o współczesnym człowieku. Nie uważacie? No, ale ten biskup chce przerobić całe chrześcijaństwo z tego powodu, że współczesny człowiek nie umie się modlić. Ja bym raczej powiedział, że lepiej by było nauczyć tego współczesnego człowieka modlenia się. Zaryzykujcie po prostu pomodlić się. Powiedzcie tylko: „Panie, pozwól, bym Cię znalazł!”. Albo: „Panie, uratuj mnie!”. Albo: „Panie, dopomóż mi, abym uwierzył!”. Albo: „Panie, wybacz mi moje grzechy!”. Zacznijcie tylko. Nie można od razu modlić się doskonale. Być może, że pastorzy modlą się doskonale – z książką w ręku, z której czytają głośno. Ale wspaniałe modlenie się wcale nie jest konieczne, jeżeli tylko zaczniemy naprawdę rozmawiać z żywym Bogiem. Zacznijcie tylko, a nauczycie się!
Wiara jest relacją Ja-Ty, między moim Panem a mną. A w takim wypadku rozmowa jest konieczna, prawda? Więc ja rozmawiam z Nim, a On mówi do mnie. I w ten sposób doszliśmy do następnego punktu moich rozważań.
6. CZYTAJCIE BIBLIĘ!
Jak Bóg rozmawia z człowiekiem? Mówi do niego słowami Biblii. I dlatego koniecznie musicie zacząć czytać Biblię! „A, któż dziś czyta Biblię?” – myślicie sobie. Tak, niestety. Ktoś wytłumaczył to następująco: Ewangelicy podczas święta Reformacji śpiewają zawsze pieśń Lutra „Warownym grodem…” W ostatniej zwrotce są tam słowa: „Niech Słowo ruszać strzegą się…” No i chrześcijanie wystrzegają się ruszania go z półki, uważają, że to dobre i właściwe miejsce dla Biblii! No, ale Luter nie to miał na myśli!
Często, gdy odwiedzam jakiś dom, ludzie mówią: „Tak, panie pastorze, mamy nawet taką Biblię po prababci. Bardzo stara Biblia, z 1722 roku”. I wyciągają z kąta takiego grata, którego na pewno nikt nie czyta! Jestem z wielkim szacunkiem dla starych Biblii, ale mimo to radzę wam: kupcie sobie mały Nowy Testament. Niektóre są mniejsze od mojej dłoni. Niektóre są prześlicznie wydane. I takie nowe wydanie powinniście sobie kupić. A potem ustalcie sobie jakąś godzinę, o której codziennie będziecie czytali Biblię. Musicie tylko słuchać, bo to Jezus będzie do was mówił.
Być może, że znajdziecie tam miejsca, których nie zrozumiecie. Nie zrażajcie się i czytajcie dalej. Mojej młodzieży daję zawsze taki przykład: pewien farmer z Brazylii kupił kawał ziemi, na którym rosła puszcza. Wykarczował kawałek, usunął głazy i wziął się do orania. Ale woły przeszły parę kroków i pług utknął na tkwiącym głęboko w ziemi głazie. Co ten farmer zrobił? Myślicie może, że poszedł do domu, wziął dynamit i wysadził w powietrze ten głaz razem z pługiem i wołami? Nie! Ominął głaz i orał dalej. Wynik był na razie dość mizerny, ale coś tam zasiał i zebrał. Przez cały następny rok karczował drzewa i wyciągał głazy i, kiedy przystąpił do orania, poszło mu o wiele lepiej, a za trzecim razem było już zupełnie dobrze. I tak musicie czytać Biblię. Trzeba tylko zacząć, a jeżeli coś jest dla was niejasne, opuśćcie to i czytajcie dalej. Aż natraficie na Słowo w pierwszym rozdziale Nawego Testamentu: „On zbawi lud swój od grzechów jego”. Powiecie wtedy: „Tak, rozumiem. To dotyczy również mnie”. Pozwólcie tylko, by Bóg mówił da was za pośredni-ctwem Biblii, by mówił do was codziennie. I proście Go przy tym: „Panie, daj mi światło, pozwól, abym zrozumiał. Oświeć moje serce, mój umysł i moją duszę”. I jeszcze jedno: nie dajcie sobie obrzydzić Biblii. Biblia jest wspaniałą Księgą. Nie istnieje aktualniejsza i bardziej emocjonująca księga od Biblii.
Podczas pierwszej wojny światowej byłem młodym żołnierzem i kiedyś pod Verdun siedziałem na punkcie obserwacyjnym. Był wieczór, właśnie zapadał zmierzch. Siedziałem na skraju wąwozu i na-gle zobaczyłem, jak przez przesiekę przejeżdża kuchnia polowa nieprzyjaciela; podskakując niemiłosiernie na wybojach, przekradała się do swoich. Trochę się pospieszyli z tą kuchnią, bo nie ściemniło się jeszcze zupełnie i dzięki temu odkryliśmy, że tamtędy prowadzi droga dojazdowa na pozycje nieprzyjaciela. Byliśmy przedtem pewni, że przesieka jest nieprzejezdna. A tak to znaczy, że przejdą tamtędy posiłki, piechota i wozy z amunicją. Prosto na pozycje nieprzyjaciela! Jak myślicie, co myśmy wtedy zrobili? Czy pomyśleliśmy, że należy tę przesiekę zostawić w spokoju i nie strzelać? Wprost przeciwnie: przez całą noc trzymaliśmy ją pod ogniem. I, widzicie, Biblia jest taką drogą dojazdową, którą Bóg dosyła chrześcijanom zaopatrzenie, amunicję i posiłki. A diabeł jest wystarczająco chytry, aby trzymać tę drogę pod nieustającym ogniem. Dlatego Biblia tak jest atakowana. Najgłupszy chłopak mówi: „Phi, taka tam książka!”. A najmądrzejsi profesorowie dowodzą, że Biblia jest tylko dziełem ludzi. Rozumiecie? W tym ludzie są zgodni: ogień zaporowy na Biblię! Ale jeżeli jesteście dziećmi Bożymi i chcecie być zbawieni, to nie wolno wam się tym przejmować. Nie dajcie sobie obrzydzić Biblii. W Biblii powiedziane jest, że została ona napisana przez ludzi napełnionych i oświeconych Duchem Świętym. A gdy będziecie ją czytali, zauważycie, że przenika ją Duch Boży.
Ktoś mi się kiedyś skarżył: „Słowo Boże jest dla mnie martwe. Bardzo chciałbym być zbawiony, ale Jego Słowo nic mi nie mówi”. Powiedziałem wtedy: „Niech pan prosi Boga o Ducha Świętego. Niech pan Go prosi nawet przez cały kwartał codziennie: Panie, podaruj mi Ducha Świętego, abym zrozumiał Twoje Słowo, abym ożył w wierze! Niech mi pan wierzy, że Bóg panu z całą pewnością odpowie!”.
Na zakończenie chciałbym wam powiedzieć coś jeszcze:
7. CHODŹCIE TAM, GDZIE GŁOSI SIĘ SŁOWO BOŻE
Chodźcie również tam, gdzie można usłyszeć czyste Słowo Boże. Nie waham się powiedzieć, że z niektórych ambon głosi się dziś rozcieńczoną Ewangelię. Tam bym nie chodził, nie interesuje mnie le-moniada. Interesuje mnie za to mocne wino Ewangelii. Sami się zorientujecie, czy zwiastuje się wam Radosną Nowinę, czy też nie. Wszędzie znajdziecie księży, kaznodziei i świeckich, którzy umieją przekazywać Ewangelię. Koniecznie chodźcie tam, gdzie głosi się Słowo Boże. Przyłączcie się do tych, którzy chcą je słyszeć za wszelką cenę. Niedawno ktoś mi powiedział: „Tak, ale wie pan, ja jestem indywidualistą”. Mogłem mu tylko odpowiedzieć, że nigdy nie osiągnie żywej wiary, jeżeli nie będzie przebywał wśród innych chrześcijan i nie będzie chodził tam, gdzie głosi się Słowo Boże.
A teraz opowiem wam jeszcze historię o pewnej starej kobiecie, którą kiedyś poznałem. Usłyszałem raz od młodego człowieka: „Niechże mi pan nie opowiada o starych kobietach!”. No, ale to było jego prywatne odczucie! Ta stara kobieta odegrała w moim życiu dużą rolę. Zdarzyło mi się spotkać w krótkich odstępach czasu trzech inżynierów, którzy dzięki niej uwierzyli w Jezusa. Zrozumiałem wtedy, że ta kobieta ma w sobie wielką siłę i poszedłem ją odwiedzić, tę wdowę po górniku. Ucieszyła się, że przyszedłem i opowiedziała mi swoją historię przyjścia do wiary. Mieszkała swego czasu na dalekim przedmieściu Essen, dziś już wchłoniętym przez miasto. Pewnego dnia przeczytała w gazecie, że w kościele św. Pawła wprowadzeni będą na urząd dwaj nowi pastorzy. W Essen jest to zawsze wielka uroczystość, więc namówiła przyjaciółki i poszły razem. Wędrowały najpierw polami, a późnej cały kawał przez miasto. Gdy przyszły, olbrzymi kościół św. Pawła był już pełen po brzegi. Stanęły więc z tyłu. Na ambonę wszedł Juliusz Dammann, człowiek, który bardzo skutecznie działał w Essen.
„Juliusz Dammann – wspominała stara kobieta wszedł po raz pierwszy na ambonę i przeczytał: 'Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.’ A potem pastor pochylił się na prawo i powiedział: 'Spośród setek tysięcy słów Biblii żadne nie napawa mnie taką trwogą, jak słowo „ZGINĄŁ”. Można zginąć na wieki, jeżeli Bóg nas opuści. Tym jest piekło.’ Byłam wtedy młodą dziewczyną. Te słowa uderzyły we mnie jak grom. Stałam w tym wielkim kościele i nie słyszałam już nic więcej, tylko myślałam: jestem zgubiona, ja również zginę. Nie mam pokoju z Bogiem. Nie mam przebaczenia grzechów. Nie jestem dzieckiem Bożym. Jestem zgubiona. Wracałam do domu jak we śnie. Upłynęły trzy dni. Ojciec spytał: 'Czy jesteś chora?’ Próbowałam rodzicom wytłumaczyć, co się ze mną dzieje, ale odpowiedzieli, że mam bzika i chore nerwy.”
Nikt nie mógł zrozumieć śmiertelnej trwogi tej dziewczyny, że jest zgubiona. – Życzę wam wszystkiego najlepszego, ale mimo to (a może właśnie dlatego) życzę wam, byście też to przeżyli, poznali rzeczywistość Ducha Świętego i tę trwogę, że jesteście zgubieni. – Kobieta opowiedziała mi, jak przez parę tygodni chodziła zupełnie nieprzytomna, aż któregoś dnia przeczytała, że pastor Dammann znowu będzie miał kazanie. Poszła więc, a po drodze cały czas modliła się. Ale nie mogła sobie przypomnieć nic innego, jak tylko jedną zwrotkę pieśni: „Nam jednego tylko trzeba – Tak Ty, Panie, rze-kłeś sam: Dość już troski o kęs chleba, inny cel wskazałeś nam”. Całą drogę mówiła sobie te słowa. Kościół św. Pawła znów był przepełniony, więc znowu musiała stać z tyłu. Zaintonowano pieśń i ku jej zdumieniu, była to ta właśnie pieśń: „Nam jednego tylko trzeba…” Pomyślała wtedy, że jeżeli wszyscy w kościele modlą się tymi słowami, to coś się stanie. Pastor Dammann wszedł na ambonę i przeczytał tekst z Ewangelii św. Jana: „Ja jestem drzwiami; jeśli kto przeze mnie wejdzie, zbawiony będzie…” Amen. Dziewczyna usłyszała te słowa i w tej samej chwili zrozumiała: Jezus Zmartwychwstały jest drzwiami do żywota. Przeszła przez nie i weszła do życia.
Często przytaczam tę historię, gdy spotykam ludzi, którzy mi mówią: „Ach, ja nie chodzę do kościoła. Nie mogę znieść tej atmosfery. Wolę pójść do lasu, gdzie śpiewają ptaki, szumią drzewa…” Odpowiadam im na to: Ta kobieta nigdy nie doszłaby do żywej wiary, gdyby nie poszła tam, gdzie głosi się Słowo Boże.
Pytacie, co macie zrobić!? Skończcie z waszą bezsensowną niewiarą! Skończcie z waszym niewiarygodnym samousprawiedliwianiem! Uczyńcie ten decydujący krok! Zerwijcie z grzechami, które uświadomiliście sobie z całą wyrazistością! Rozmawiajcie z Bogiem! Czytajcie Biblię! Chodźcie tam, gdzie głosi się Słowo Boże!
Miałem odpowiedzieć na pytanie: co powinniśmy zrobić? Dałem wam na to odpowiedź. Ale na zakończenie muszę – bo uważam to za niezmiernie ważne – powiedzieć wam coś najważniejszego: W grun-cie rzeczy rozstrzygające jest nie to, co my robimy (choć jest to też ważne!). Rozstrzygające jest to, co Bóg dla nas uczynił w Jezusie. Radosna Nowina, którą mam wam zwiastować, brzmi: „Jezus uczynił wszystko dla wszystkich”. Przyszedł do nas, umarł za nas, zmartwychwstał dla nas i wstawia się za nami, siedząc po prawicy Boga. On jest dobrym Pasterzem, który wszystko zrobi dla swoich owiec. W Psalmie 23 psalmista mówi: „Pan jest pasterzem moim, niczego mi nie braknie…”, po czym wylicza, co wszystko uczynił dla niego dobry Pasterz.
Życzę wam, abyście również mogli powiedzieć: „Pan jest Pasterzem moim…”