Każda epoka ma jakieś swoje ulubione hasła, które ludzie powtarzają w kółko przy każdej możliwej i niemożliwej okazji, wtedy, gdy jest to na miejscu, i wtedy, gdy nie pasuje do sytuacji. Jednym z najbardziej znanych haseł naszych czasów jest powiedzenie: „Beze mnie!” Tymi słowami bijemy na oślep, trafiając innych ludzi i zabijając siebie samych. Bo, widzicie, te słowa: „Beze mnie!”, są bardzo niebezpiecznym hasłem, które niekiedy zagraża życiu. Za-razem jednak słowa te mogą nabrać, pozytywnego znaczenia. Zbadajmy więc, jak ta sprawa wygląda.
1. NIE MÓWIMY TEGO WTEDY, GDY NALEŻAŁOBY TAK POWIEDZIEĆ
Jest w Biblii taka bardzo stara historia, która nic nie straciła na aktualności i doskonale pasuje nam do tematu. Opowiem ją wam. Z pewnością wszyscy słyszeliście o Abrahamie, tym mężu Bożym, o którym na początku Biblii napisano: „Wtedy uwierzył Panu, a On poczytał mu to ku usprawiedliwieniu”. Abraham był człowiekiem, który dobrze zdawał sobie sprawę, że życie jego jest pełne winy, ale jednocześnie żył w obliczu Boga, wyznał Jemu grzechy i przyjął w wierze pojednanie z Bogiem. Ten Abraham znalazł się pewnego dnia razem ze swoim bratankiem Lotem w krytycznym położeniu. W Biblii czytamy, że Abraham był „bardzo zasobny w trzody…”, a dalej, że: „również Lot, który wędrował z Abrahamem, miał owce, bydło i namioty.” Razem mieli tak wiele bydła, że nie mogli utrzymać swoich trzód, przebywając w tym samym miejscu. I stąd „między pasterzami stad Abrahama a pasterzami stad Lota powstał spór.” To oczywiście groziło poważnym konfliktem między krewnymi. Wiecie, jak to jest: trzódka nie ma miejsca i spór między pasterzami przybiera bardzo groźne formy! Tu również tak było. Pasterze obu trzód ciągle biegali do swoich panów donosząc o gwałtownych kłótniach, rękoczynach i awanturach. Sytuacja stale się zaostrzała. A teraz powiedzcie, moi drodzy, co byście zrobili na miejscu Abrahama, który był starym wujem Lota? Ja, gdybym był wujem tego Lota, powiedziałbym: „Do czego to podobne, żeby twoi pasterze tak obchodzili się z moimi! Wynoś się stąd!”. Na to Lot by odpowiedział: „Nigdy w życiu! Mam prawo tu być. To ty stąd odejdź!”. I kłótnia trwałaby bez końca. To, widzicie, był ten moment, w którym między Abrahamem a Lotem musiało dojść do ostrego spięcia. Ale stary pobożny Abraham, stojąc przed oczami Boga popatrzył na swego bratanka i pomyślał: „Kłótnia? Awantura? Beze mnie! Beze mnie!”. Położył rękę na ramieniu Lota i powiedział: „Mój kochany, nie kłóćmy się, przecież jesteśmy braćmi!”. I zaproponował mu takie rozstrzygnięcie sprawy, jakie było ze szkodą dla niego samego, dla Abrahama. Ale: kłótnia? Beze mnie!
Czy wolno mi zadać obecnym tu kobietom i mężczyznom pytanie? Wszyscy byliście już kiedyś w sytuacji, gdy ktoś chciał wszcząć z wami kłótnię. Czy pomyśleliście też wtedy: „Kłótnia? Beze mnie!”. Zareagowaliście w ten sposób? Nie, z pewnością wdaliście się radośnie w awanturę i do dziś jesteście skłóceni z panią Kowalską czy z sąsiadami. A widzicie, jak często to powiedzonko: „Beze mnie!”, byłoby na miejscu! Pan Jezus mówi: „Błogosławieni pokój czy-niący…” Całe nasze chrześcijaństwo tak mało jest warte, ponieważ w decydujących chwilach nie mówimy: „Kłótnia? Beze mnie!”, ponieważ w decydujących chwilach tak żałośnie zawodzimy.
Opowiem wam jeszcze jedną historię, którą bardzo lubię. Czy znacie to cudowne opowiadanie biblijne o młodym człowieku imieniem Józef, który jako chłopiec został sprzedany przez swoich braci do niewoli? Jako niewolnik dostał się do Egiptu, który wtedy był krajem wysoko rozwiniętej kultury. Tam zamieszkał w domu bogatego człowieka, Potyfara. Ten pan Potyfar miał mnóstwo niewolników i prowadził ogromny dom. Józef jako bardzo młody człowiek zawarł przymierze z żywym Bogiem. Tak bywa, że młody człowiek mówi do żywego Boga: „Chcę należeć do Ciebie!”. Teraz, w Egipcie, Józef jest zupełnie osamotniony. Widzi, jak inni niewolnicy kradną i kłamią. On nie. Oczywiście jest wyśmiewany. Ale jego pan zaczyna nabierać do niego zaufania. Powierza mu różne sprawy i rzeczy. Bo, wiecie, – chrześcijanie to są śmieszni ludzie, ale można im wiele powierzyć, bo nie kradną i nie kłamią. I doszło do tego, że ten młody człowiek, gdy dorósł, został zarządcą całego majątku pana Potyfara. W Biblii mówi się o tym w prześliczny sposób i zawsze z przyjemnością myślę o tych słowach: „Powierzył więc całe swoje mienie Józefowi i o nic się już nie troszczył, tylko o chleb, który spożywał”. Zapewne i to by chętnie zdał na Józefa, no ale jeść i pić musiał już sam, bez pomocy! Tymczasem Józef wyrósł na pięknego młodzieńca, był dobrze ubrany i elegancki. I wtedy odkryła go młoda żona jego pana, poganka. Nie miała żadnego zajęcia, bo wszystko robili niewolnicy. A wiecie, że „próżniactwo jest źródłem wszelkich występków”. Tak jest naprawdę. Więc pewnego dnia żona Potyfara zwróciła uwagę na Józefa i zaczęła z nim flirtować. Józef udawał, że nie zauważa tego. A potem jest w Biblii ta niesamowita scena, gdy żona Potyfara zostaje w domu sama z Józefem i okazuje mu swoją nieokiełznaną namiętność: „Wtedy chwyciła go za szatę jego, mówiąc: Połóż się ze mną!”. Jest coś wstrząsająco pięknego w postawie Józefa, który po krótkim namyśle odpowiada: Beze mnie! Beze mnie! Cudzołóstwo? Beze mnie; – Och, oczywiście, w ten sposób my mówi-my. Ludzie biblijni mówili o wiele ładniej. Józef wyraził się o wiele piękniej. Powiedział: „Jakże miałbym (…) popełnić tak wielką niegodziwość i zgrzeszyć przeciwko Bogu?”. Ale miało to znaczyć: Beze mnie!
Nie ma tu wśród was nikogo, już dorosłego, kto by nie przeżył takiej decydującej chwili, stojąc w obliczu pokusy popełnienia grzechu, którego dziś nie chce się już nazywać grzechem – pokusy popełnienia grzechu nieczystości. Czy w takiej chwili powiedzieliście też: „Bóg na mnie patrzy. Beze mnie!”. Co czujemy teraz, patrząc na tego Józefa? Ach, obawiam się, że nam nie przyszło na myśl, że trzeba by powiedzieć „beze mnie!”. Beze mnie, bo jest takie przykazanie Boże, które żąda, byśmy byli czyści i powściągliwi w słowach i uczynkach. Tak rzadko przychodzi nam do głowy, aby powiedzieć: beze mnie! Ale powiadam wam, że Bogu przychodzą te słowa na myśl, gdy patrzy na nasze grzechy. To jest straszne, że małe powiedzonko „Beze mnie!” nie przychodzi nam do głowy w decydujących chwilach. A byłoby tak przydatne za każdym razem, gdy nachodzi nas pokusa podeptania Bożych przykazań. Cechą charakterystyczną naszych czasów jest to, że przykazania Boże już się nie liczą.
Miałem kiedyś wygłosić odczyt dla duchownych w Hanowerze z okazji wprowadzenia na urząd biskupa. Poproszono mnie, abym powiedział coś na temat: „Czego brakuje nam, księżom, i naszym zborom”. Powiedziałem między innymi: „Właściwie mam do powiedzenia tylko jedno: wszystkim nam brakuje lęku przed tym, że możemy pójść do piekła, że Bóg traktuje sprawy poważnie, że Bóg obstaje przy swoich przykazaniach”. Powiedzonko „beze mnie” jest bardzo przydatne, gdy duch czasu kusi nas do deptania Bożych przykazań.
Jest taka wzruszająca historia w Biblii. Syn Boży stoi na górze, a obok Niego stoi diabeł – nie wierzycie, że diabeł istnieje? Istnieje, istnieje! Możecie być tego pewni! – więc obok Niego stoi diabeł, pokazuje Mu wszystkie królestwa i bogactwa tego świata i mówi: dam Ci to wszystko, jeżeli na chwilę uklękniesz przede mną. Tylko na chwilę! A Syn Boży odpowiedział: beze mnie! Cały świat może klękać przed tobą, ale beze mnie! Oczywiście Pan Jezus wyraził to o wiele piękniej. Powiedział: „Panu Bogu swemu pokłon oddawać i tylko Jemu służyć będziesz”. Gdyby tak to powiedzonko „beze mnie!” chciało przychodzić nam na myśl w odpowiedniej chwili, co? Bo głupio jest, że nie mówimy tego wtedy, gdy należałoby tak powiedzieć!
2. MÓWIMY TO WTEDY, GDY NIE POWINNIŚMY TAK POWIEDZIEĆ
Ach, moi przyjaciele, większość ludzi mówi: „beze mnie!” w zupełnie nieodpowiednim miejscu. Stoi przede mną młody chłopak, setny chłop, jak to się mówi. Powiadam mu: „Człowieku, co by z ciebie mogło wyrosnąć, gdybyś zdecydował się oddać swoje życie żywemu Bogu!”. „Nieeeee… – od-powiada – Beze mnie!” Odnosimy się do Boga jak do… Pozwólcie, że posłużę się przenośnią. Lekarz zalecił mi godzinny spacer każdego dnia. Chodziłem więc w Essen określoną trasą, wzdłuż terenów dworca. Na ulicznym skwerze stała tam stara kanapa. Widocznie właściciele już jej nie potrzebowali i wystawili pod osłoną nocy – niech się zakład oczyszczania miasta martwi, co z nią zrobić. Mogę sobie doskonale wyobrazić historię tej kanapy. Młodzi ludzie odziedziczyli ją po babci, która właśnie zmarła. Młodzi ludzie mają nowocześnie umeblowane nowoczesne mieszkanie. „No, tak, mówi mąż – co mamy począć z tą starą kanapą? Zupełnie nie pasuje do naszego stylu życia. A poza tym, licho wie, jakie robactwo może w niej siedzieć! Po prostu ją wyrzucimy!” I wystawili ją na skwer. Dokładnie tak samo postępuje dzisiejszy człowiek z żywym Bogiem. Bóg nie pasuje do naszego stylu życia. Nie pasuje do naszego nowoczesnego pluralistycznego społeczeństwa. Nie pasuje do naszego sposobu myślenia. Co mamy począć z Bogiem? Wstawmy starą kanapę do kościoła, który przez cały tydzień jest zamknięty.
Moi przyjaciele! Żywy Bóg nie jest starą kanapą. Jasne? Żywy Bóg nie jest starym meblem, który możemy wyrzucić z naszego życia, kiedy stał się niemodny. Czy macie pojęcie, kim jest żywy Bóg? Być może to, że Bóg stał się dla nas problemem, jest winą Kościoła. Gdy mówimy: „Bóg”, powinien nas przebiegać zimny dreszcz trwogi. Ta obojętna postawa wobec Boga: beze mnie! Muszę ująć to nieco szerzej. Widzicie, mówi się powszechnie, że cały Zachód jest chory. Nie tylko fizycznie, na raka i wiele innych chorób, ale również psychicznie. I to jest straszne. Czy wiecie, jak wzrosła liczba cierpiących na depresję? Mądrzy ludzie zastanawiają się, na co właściwie choruje nasza stara cywilizacja. I pewien lekarz szwajcarski powiedział coś bardzo mądrego: „Nasze czasy są po-ważnie chore na Boga”. W średniowieczu liczono się jeszcze z Bogiem. Dowodzą tego wielkie kościoły. Ale później podjęto próby pozbycia się Boga. Marksizm jest taką próbą. Bogiem uczyniono technikę i próbowano pozbyć się Boga. Naukowcy wychodzili ze skóry, aby udowodnić, że Boga nie ma. Tłumy ryczały, że religia to jest opium dla ludu. Najgłupszy malec pytał: „A gdzież ma być ten Bóg? Ja Go nie widziałem, więc nie ma Go!” – i dalej ssał palec. Robiono naprawdę wielkie wysiłki, aby pozbyć się Boga.
A wiecie, jak to dzisiaj wygląda? Wciąż szukam ateisty, który miałby odwagę stwierdzić poważnie, że Bóg nie żyje. Takiego człowieka już nie ma. A jeżeli gdzieś jest, to jest tak głupi, że w ogóle się nie liczy. Wielki profesor, Max Planek, który położył podwaliny pod nowoczesną fizykę atomową, opublikował na krótko przed śmiercią broszurę pod tytułem „Religia a nauki przyrodnicze”. Pisze tam: „Dla nas, przyrodników, jest dziś oczywiste, że na końcu wszelkiego poznania stoi żywy Stwórca”. Widzicie więc, że nie pozbyliśmy się Boga!
Miałem niedawno odczyty w małym miasteczku górniczym. Pewnego wieczoru wychodząc z Kościoła zobaczyłem grupę wałęsających się dwudziestolatków. Spytałem, dlaczego nie byli w kościele. Coś tam zamamrotali w odpowiedzi. „Takie mruczenie, to nie odpowiedź – powiedziałem – Pytam ciebie, – zwróciłem się do jednego z nich – czy Bóg żyje?” „A bo ja Wiem!” – brzmiała odpowiedź. „Człowieku! Przecież to straszne! Albo Bóg żyje i musisz do Niego należeć, albo nie żyje, a wtedy wystąp z kościoła. Wystąpiłeś?” „Nie!” Pytam drugiego chłopca: „Czy Bóg żyje?”. „Tak sądzę.” „O! A powiedz – przestrzegasz Jego przykazań?” „Eee, nie!” Przepytałem tak wszystkich. Ani jeden nie odważył się zaprzeczyć istnieniu Boga. Ale żaden też nie chciał do Niego naprawdę należeć. I tak jest wszędzie.
Kiedy odwiedzam ludzi, mężczyźni mówią: „Ja wierzę w Pana Boga, ale chodzenie do kościoła pozostawiam innym”. Rozumiecie – ludzie nie zaprzeczają istnieniu Boga, ale nie należą do Niego! Zagadnienie Boga nie doczekało się rozwiązania. A nie rozwiązane zagadnienia powodują kompleksy, choroby psychiczne, które niszczą ludzi. I wyniszczymy się, ponieważ nie mamy odwagi wyjaśnić naszej sprawy z Bogiem. W Kościele siedzi 10 kobiet i niekiedy jedenmężczyzna. Gdzie są mężczyźni? Ręczę wam, że zanim pójdą do piekła, wyniszczą się psychicznie, ponieważ nie mając odwagi należeć do Boga, nie mogą się też od Niego uwolnić.
W takim położeniu znajdujemy się my – chrześcijanie, znający tę wspaniałą Nowinę, że ten Bóg, którego tak lekceważąco traktujemy, zburzył mur dzielący nas od Niego i przybył do nas w Jezusie. Boski Zbawiciel przybył na ten świat! I nie tylko przybył. On umarł za nas na krzyżu. Co jeszcze Bóg powinien dla was zrobić ponadto, że umarł za was na krzyżu?! A potem zmartwychwstał, zwyciężając śmierć i otwierając nam drogę do życia. A my mówimy: „Ach tak, to bardzo piękne, mogę sobie posłuchać o tym, ale nic więcej. Beze mnie!”. Gdy widzę taką niekonsekwencję, robi mi się po prostu niedobrze!
Jako młody pastor miałem w swojej dzielnicy robotnika, który mnie zawsze wyśmiewał i odprawiał z kwitkiem, gdy chciałem mu opowiedzieć o Jezusie. Spytałem go raz, co będzie, gdy przyjdzie mu umierać. Odpowiedział: „Wy, klechy, zawsze straszycie ludzi śmiercią! Ale ja się nie dam. Beze mnie!” Tak się stawiał. A potem umarł nagle, nie mając jeszcze 40 lat. Pewnej nocy wezwała mnie jego żona. Przybiegłem i mówię: „Nadeszła godzina, w której Jezus wzywa cię po raz ostatni!”. Ale stało się coś strasznego – ten człowiek chciał się modlić i już nie mógł. Czytałem mu Biblię, Słowa miłosierdzia Bożego, ale już ich nie pojmował. Powiedział kiedyś Bogu: „Beze mnie!”, a teraz Bóg nie chciał go już. I umarł ten człowiek pełen rozpaczy – bez pokoju z Bogiem.
Zaklinam was. Zacznijcie traktować poważnie tę zapierającą dech w piersiach Nowinę: „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”. Ale ten Jezus uczynił coś więcej. Powiedział coś niesłychanie uspokajającego – „Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego…” Ach, moi przyjaciele, istnieje tyle gatunków chrześcijan! Są tacy, którzy ograniczają się do płacenia składek. To miłe, ale bardzo nudne. Są tacy, którzy chodzą do kościoła tylko na Boże Narodzenie – kochani gwiazdkowi chrześcijanie! Są tacy, którzy chodzenie do kościoła pozostawiają swoim żonom. Bardzo oklepane! Są tacy, którzy mówią: „Jestem ochrzczony!”. Coś wspaniałego! Ale to jeszcze nie wszyscy! Są bowiem tacy chrześcijanie, którzy słyszeli Słowo żywego Pana: „Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego…” – słyszeli i odpowiadają: „Nie do mnie!”. Jakie to straszne! „Panie Jezu, odrobina chrześcijaństwa jest do przyjęcia, ale żebyś miał mnie zdobyć – o nie, tego za wiele! Beze mnie!” Tak to mówimy owo „beze mnie!” w zupełnie nieodpowiednim miejscu. Nie byłoby was tutaj, gdyby chrześcijaństwo was nie pociągało. Ale słuchajcie: Chwałę Jezusa odczujecie w całej pełni dopiero wtedy, gdy odpowiecie na Jego pukanie, otworzycie Mu drzwi i przyjmiecie Go do swego życia!
3. ISTNIEJE KTOŚ, KTO MIAŁBY SŁUSZNY POWÓD, ABY POWIEDZIEĆ: „BEZE MNIE!” – I KTO TEGO NIE MÓWI
Tym Kimś jest sam Pan Jezus. On rzeczywiście miałby słuszny powód, aby powiedzieć: „Beze mnie!” – ale nie mówi tego. Bogu niech będą dzięki, że tego nie mówi! Pozwólcie, że opowiem wam historię, która tu bardzo dobrze pasuje. Jest taki pisarz duński, Jacobsen. Napisał on wstrząsającą nowelę pod tytułem „Dżuma w Bergamo”. Bergamo jest małym włos-kim miasteczkiem w pobliżu Rawenny. Leży w górach i prowadzi do niego tylko jedna droga wśród skał. W tym miasteczku, jak pisze Jacobsen, wybuchła w średniowieczu dżuma. Było to straszne! Dzwon pogrzebowy dzwonił dzień i noc. Ludzie modlili się do Boga. Krzyczeli i wzywali pomocy. Nic nie pomogło, dżuma szalała coraz okrutniej. Wreszcie ludzie zrezygnowali. Powiedzieli sobie, że Bóg nie żyje. Wytoczyli z zajazdów beczki i zaczęło się wielkie pijaństwo, wielka orgia rozpaczy. Pijani do nieprzytomności spółkowali, nie zwracając uwagi na to kto i z kim. Wszystko stało się obojętne w tym rozpasaniu zmysłów. Od czasu do czasu ktoś pada ze sczerniałą twarzą, ale nikt nie zwraca na to uwagi. Orgia trwa dalej. „Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy!”. Aż pewnego dnia tłum przytomnieje. Ludzie ze zdumieniem słyszą chóralny śpiew. Biegną do bram miasta i widzą nadchodzący skalną drogą pochód pokutników, którzy śpiewają litanię: „Kyrie elejson, Panie, zmiłuj się nad nami!”. Pochód wchodzi w bramę miasta. Ludzie z Bergamo stoją i śmieją się: „Wy durnie! Tu Bóg jest martwy! Przestańcie śpiewać te głupie litanie! Chodźcie, jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy. Bóg nie żyje!”. Na przedzie pochodu szedł mnich, zgięty pod drewnianym krzyżem. Drzwi kościoła stały otworem, ale kościół był pusty, nikt już do niego nie zaglądał. Pochód wszedł do środka i mnich postawił swój krzyż pod filarem. Dzika zgraja rozpasanych, naznaczonych piętnem śmierci ludzi wdarła się za nim z wrzaskiem i śmiechem. Pijany czeladnik rzeźnika w poplamionym krwią fartuchu wskoczył na ołtarz, chwycił złoty kielich mszalny i kołysząc nim wrzasnął: „Żłopcie! Tu u nas Bóg nie żyje!”. Ale blady mnich wszedł na kazalnicę i dał znak ręką, że chce coś powiedzieć. Ludzie ucichli. I w tej ciszy mnich zaczął mówić: „Chcę wam coś opowiedzieć. Gdy Syn Boży został ukrzyżowany, gdy wbito gwoździe w Jego dłonie, wtedy lud również szydził, drwił i śmiał się. Szydził z Niego nawet złoczyńca ukrzyżowany po jednej ze stron. I wtedy Syn Boży pomyślał: „Mam umrzeć za ludzi, których moja śmierć w ogóle nie wzrusza? Mam oddać życie za tę plugawą ludzkość, której niczym już pomóc nie można? Beze mnie!”. I Syn Boży swoją Boską mocą wyrwał gwoździe z krzyża, zeskoczył, wyrwał z rąk żołdaków swoją szatę, aż kości do gry potoczyły się zboczem Golgoty, zarzucił szatę na siebie i uniósł się do nieba, mówiąc: „Beze mnie!”. Został tylko krzyż. Pusty. I nie ma już ratunku, nie ma zbawienia. Została tylko śmierć i piekło”. Tak mówił ten mnich. Panowała śmiertelna cisza. Czeladnik rzeźnika już dawno zeskoczył z ołtarza i stał teraz pod kazalnicą. Kielich wypadł mu z ręki. „Nie ma już ratunku, nie ma zbawienia…” I nagle ten czeladnik wyciągnął ręce do mnicha i krzyknął przejmującym głosem: „Ty! Przybij Zbawiciela z powrotem do krzyża! Przybij Go!”.
Moi przyjaciele, ten mnich nie powiedział prawdy. I najbardziej wstrząsającą rzeczą jest to, że Syn Boży tak nie postąpił. Nie powiedział: „Beze mnie!”, i – jeśli wolno tak się wyrazić – do tej chwili cierpi na krzyżu, chociaż ludzie mówią: „Praca, rozrywki i wszystkie rzeczy tego świata są dla nas ważniejsze niż zbawienie”. Ten Zbawiciel, który do dnia dzisiejszego puka do drzwi każdego z nas, miałby słuszny powód powiedzieć: „Beze mnie; róbcie, co chcecie!”. Gdybym był na miejscu Jezusa, to pozwoliłbym światu przepaść. Ale Jezus, Syn Boży, Zbawiciel, nie mówi: „Beze mnie!”, tylko puka do drzwi każdego z nas. Jak długo jeszcze ma pukać do waszych drzwi? Kiedyż wreszcie zobaczycie, że Jezus chce was mieć? Kiedy otworzą się wam oczy i powiecie: „Mój Zbawicielu! Mój Pojednawco!”.
Ostatni punkt wyłożę krótko.
4. „BEZE MNIE NIC UCZYNIĆ NIE MOŻECIE”
Nasze: „Beze mnie!”, mówimy zawsze z wykrzyknikiem na końcu. Jezus powiedział kiedyś: „Beze mnie”, ale nie ma po tych słowach wykrzyknika, bo mają one ciąg dalszy: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”. Możecie być pewni, że to prawda i że to, co robicie bez Niego, nic w świetle wieczności nie jest warte! Obserwowałem kiedyś bijących się na ulicy chłopców. Plątał się między nimi jakiś malec, który też obrywał kuksańce, zapewne nie dla niego przeznaczone. Właśnie zastanawiałem się, czy mam wkroczyć, gdy nagle zobaczyłem coś zachwycającego. Mały wydostał się z kłębowiska walczących i zaczął uciekać, cały zapłakany. Po paru krokach przystanął, odwrócił się i wrzasnął: „Poczekajcie! Powiem mojemu dużemu bratu!”. Widać było, że ta pogróżka przyniosła mu ulgę. Miał dużego brata, któremu mógł wszystko powiedzieć i liczyć na jego pomoc. Pomyślałem sobie: „Mój mały, jak to dobrze, że masz dużego brata!”. I przeniknęła mnie wielka radość, że ja też mam w Jezusie dużego Brata, który mi pomaga. Jakie to wspaniałe, że ten duży Brat jest tak potężny, że staje po naszej stronie i powiedział nawet: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”.
Poeta Havergal tak mówi w jednej z pieśni: „Weźmij, Jezu, życie me, w ręce Twe oddaję je! Wszystkie chwile, wszystkie dni niechaj służą Twojej czci!”. Pragnąłbym, abyście waszemu Zbawicielowi, który tak wiele dla was uczynił, też mogli powiedzieć, że bez Niego nic więcej robić nie chcecie!