08. Dyskusje z wykształconymi katolikami

Takie dyskusje są zazwyczaj bardzo przyjemne do momentu, w którym nie powie się otwarcie, że kulty różnych Maryj uważamy za bałwochwalstwo, a nasz Pan Jezus to ktoś inny niż Jezus katolicki. W tym momencie, o ile taki katolik jest nawykły do dyskusji z protestantami, to dowiemy się, że katolicy wcale nie są bałwochwalcami, że nie modlą się do umarłych tylko do Boga za ich pośrednictwem, więc nie są spirytystami itd. Pamiętam, że byłem szczerze zaskoczony rezonem oraz przekonaniem, z jakim to mówili.

Często też przy takich okazjach dowiadywałem się, że istnieje katolicyzm oświecony oraz ten ludowy. Ci oświeceni znają Biblię oraz są nawróconymi do Boga ludźmi, którzy swoją drogę upatrują w obrębie katolicyzmu. Tymi katolikami ludowymi nie warto się zajmować, gdyż ich kult faktycznie może mieć wiele wspólnego z praktykami pogańskimi, ale nie jest to coś normatywnego i kościół tak nie naucza.

Jeśli usłyszymy takie zdanie i chcemy popsuć humor naszemu rozmówcy, to zapytajmy, dlaczego oświeceni przecież księża, których zadaniem jest nauczanie i którzy mają pośród tych ludowych katolików ogromny autorytet nie nauczają ich odnośnie ich błędów? Przecież takie zaniedbanie może przyprawić te osoby o utratę wiecznego życia i jest oczywistym grzechem zaniedbania.

Nie wdając się w dalsze szczegóły dyskusji apologetycznej z wykształconymi katolikami spróbuję przedstawić za pomocą obrazu ich postępowanie.

Pewna nasza znajoma była kiedyś na wycieczce ze swoją koleżanką i jej chłopakiem. Oni stanowczo utrzymywali, że chcą zachować czystość przedmałżeńską. Nasza znajoma jednak przypadkiem przyłapała ich wprost na akcie seksualnym. Choć prędko się wycofała została jednak zauważona przez swoją koleżankę. Na drugi dzień dziewczyna przekonywała ją wbrew temu, co nasza znajoma widziała na własne oczy, że to nie był seks. Po jakimś czasie nasza znajoma nie była już pewna, co widziała.

Dokładnie taki sam efekt przynoszą dyskusje z katolikami, którzy potrafią bardzo sprawnie wytłumaczyć nam w ten lub inny sposób, że katolicy w istocie są chrześcijanami, a nie bałwochwalcami. Najlepszym lekiem na coś takiego jest pojechać do Częstochowy w trakcie pielgrzymki albo obejrzeć procesję tzw. „Bożego Ciała”.

Nie powiem, że zachęcam do tego, ale jeśli jesteś ewangelicznie wierzącym od więcej niż jednego pokolenia i nie poczułeś nigdy ducha katolicyzmu, to takie doświadczenie może pomóc Ci zrozumieć, czym jest prawdziwy katolicyzm. Nie ten ewangeliczny katolicyzm, czy intelektualny z Klubów Inteligencji Katolickiej, ale ten rzeczywisty.

Sam pomyśl: wolisz wierzyć własnym oczom czy ich wykrętom?

Kolejna część rozważań poświęcona jest zachowaniu wierzącego w sytuacji gdy do zboru, którego jest członkiem zaproszono z usługą katolickiego księdza.

Marek Handrysik (horn@post.pl)